wtorek, 22 lipca 2014

06. When you feel my heat

  Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału V? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


"When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
[...]
Don't get too close
It's dark inside"
-
Imagine Dragons, "Demons"


  Minęło parę godzin zanim Jared zaczął krzątać się po pokojach, uciążliwie poszukując jakiejś zaginionej rzeczy (albo osoby). 
Obijał się o ściany i zapewne chwiał na nogach. Jak go dobrze znamy to pewnie mówi sam do siebie, gdyż lunatykując raz na jakiś czas gada do niewidzialnej istoty, nieistniejącej. 
Po wypiciu takiej ilości alkoholu jak na niego, łażenie po takim czasie, krążąc w korytarzach, otwierając każde drzwi po kolei długo zajęło mu dojście do kuchni.
I za jakie grzechy świata los skierował go właśnie tam?
Intuicja kieruje ludzi tam, gdzie go nie chcą... 

~Shannon~

   Wraz z Aileen właśnie zabieraliśmy się za dwie pizze, które zamówiliśmy przed południem i zadzwoniłem także ówcześnie po Tomo zapraszając przyjaciela na wspólny posiłek. Nim pokazałem siedemnastolatce, gdzie znajdują się talerze, do pomieszczenia wkroczył mój brat podpierając się ramieniem o ścianę. 
   Spojrzałem na Aile w akcie rozpoznania, czy wyczuła jego obecność, lecz miała zdegustowany wzrok wbity w szafkę w poszukiwaniu odpowiednich naczyń. 
   Możliwe, iż słysząc poruszenie w tamtym miejscu sądziła, że przybył Tom. 
   Nie zauważyła go, jeszcze. Zaraz tu wkroczy, próbując utrzymać się na nogach i zacznie podstawiać się, aż za bardzo, momentami nawet agresywnie do tej bezbronnej nastolatki. 
   Dlatego zareagowałem zbyt szybko.
   Ruszyłem w stronę młodszego brata i wymierzyłem mu cios pięścią - prosto w twarz, z taką siłą, że upadł na plecy. Podniósł głowę świdrując mnie na wskroś wściekłym, zwierzęcym spojrzeniem. Zawsze, gdy Jay wypił, choć odrobinę alkoholu musiałem go w tejże sposób "wybudzać" z kaca.  Mógł być pijany przez całą dobę nawet po tak małej ilości tej używki, jeśli nie walnąłem go w tą zapchloną gębę, zazwyczaj odzianą w przyklejony na super glue uśmiech. 
   Poczułem obok siebie delikatny ruch. Słaby głos wydobył się z gardła istoty, ale twardy niczym stos kamieni zrzucany z przepaści wprost na moją głowę. 
   - Shannon, czemu on leży na ziemi?
   Zwróciłem oczy na Aile. 
   Założyła ręce na piersi i spoglądała na mojego brata z uniesionymi ku górze brwiami, na czole utworzyły się jej urocze zmarszczki. Uśmiechnęła się szeroko, a na  twarzy malował jej się wyraz pomieszany z zaskoczeniem i zachwytem. 
   Brunet nie zwrócił nawet swojej uwagi na to. Ułożył głowę na posadzce i zamknął oczy. Położył rękę na swojej głowie tak, aby nic nie widzieć, nawet przy zakrytych powiekami oczu. Westchnął.
   Usta poruszyły mu się w znaku: "dziękuję, Shann...".
   Wyszczerzyłem się triumfująco od ucha do ucha trącając go stopą w nogę. Chciałem z nim porozmawiać, ale niestety zasnął, a sen jego po takim przywaleniu w twarz bywał twardy i nie można było go wybudzić. Miałem ochotę coś mu powiedzieć na temat tego idiotycznego picia po tak długim czasie, gdzie jego organizm w prosty sposób odrzuca takie świństwa. 
    Westchnąłem stojąc luźno i zwróciłem oczy na zdziwioną Aileen, która rozszerzyła tak powieki, że jej spojrzenie wydawało się przerażające, nie patrzyła na brata, ale na mnie. A jej oczy przeszywały mnie tak jakby czytała mi z ciała. 
    Czułem się jak nagi mężczyzna pożerany spojrzeniem tak małej i delikatnej nastolatki. 
    - Co to miało znaczyć, Shannonie Leto? 
    Przetarłem czoło ręką patrząc na brata spod przymrużonych powiek, nadal zastanawiając się nad jej przejrzystym spoglądaniem w moją stronę. 
   Czy ona próbuje czytać moje uczucia? A co jeśli jej się to uda? 
   A co jeśli... nie, nie masz prawa tak myśleć... nie ma takiej mentalnej mocy, by odkryć to co najgłębiej ukryte... jest kruchą dziewczyną, o silnym charakterze, Jared idealnie trafił i może to właśnie j e j uda się poskładać to co zostało rozerwane. Nie znamy jej, ale czujemy coś co nie jest łatwe do wytłumaczenia, Aileen w pewnym sensie jest podobna do n a s, do naszego zespołu i tego co robimy, tworzymy i... 
    Nawet tak nie sądź, Shann...
    Jeden uśmiech chyba da radę z tej jej wyrazem twarzy, co nie? 
    Uniosłem oba kąciki ku górze i z udawanym rozbawieniem oraz rozmyślaniem w głębi siebie o niej, wyszczerzyłem się w głupim uśmiechu godnym mnie.  
    - Wybacz, Aile, ale on ma słabą głowę na tego typu używki, zazwyczaj by go otrząsnąć z tego stanu muszę mu porządnie przywalić, co prawie za każdym razem kończy się o tak - pokazałem głową na niego śmiejąc się gardłowo. 
     - Kiedy on ostatnio... 
     - Pił z dwa lata temu, po śmierci naszego bliskiego przyjaciela, nie skończyło się to za dobrze, ponieważ alkohol zadziałał na niego jak narkotyk, tylko z potrojoną dawką. Wylądował w szpitalu, zapadł w dwumiesięczną śpiączkę, ciągle siedziałem z nim, pytając lekarzy kiedy wyzdrowieje, nie uzyskiwałem odpowiedzi, lecz spojrzeniem oznajmowali, iż nie wiedzą. Organizm Jaya osłabł, był potwornie słaby, ale obudził się, było to jak grom z jasnego nieba, a najlepsze jest to, że natychmiastowo zaczął funkcjonować poprawnie, wszystkie uszkodzenia narządów zregenerowały się bardzo szybko - uśmiechnąłem się lekko. Zachichotałem pod nosem wspominając swoją radość. I to, że wiem czyja to zasługa. - Jared tuż po pobudce powiedział: Weź mnie na scenę, do fanów, chcę ich zobaczyć i zaśpiewać, którąś z piosenek, daj mi gitarę i jedźmy, Shann,  gdzieś daleko od tych okrutnych wspomnień, proszę. 


~Aileen~
   - Nikt o tym nie wspominał - szepnęłam kalkulując każde słowo, które wypowiedział starszy Leto. - ale zastanawiałam się czemu słuch o nim zaginął, wszędzie było o Was, ale zero nowości o Jaredzie, prócz twej wypowiedzi, że "wyjechał na wakacje i trochę zajmie nim wróci do domu... bo chce odpocząć...", nie dawaliście koncertów, nastała cisza, był gwar w internecie oraz na spotkaniach Echelonu... - pokręciłam głową. - sam wiesz chyba co się działo, to jest nie do pomyślenia... - łyknęłam łapczywie powietrze, ledwie dławiąc łzy. - te wrzaski do mikrofonów, te płacze, te transparenty... tamte dni przypominały mi stratę brata i mamy... jakby dla nas Echelon, najważniejszy był Jared. Nie powinno tak być, my nawet was nie znamy! - na moje poliki wypełzły palące, czerwone rumieńce. A pierwsza łza spłynęła po skórze. - przepraszam, za dużo gadam i wyżalam się tobie, wybaczysz? 
    Podniosłam głowę na Shanna, który bez żadnej emocji i bez powodu przytulił mnie mocno do siebie. Przeraziłam się tym, że jestem tak bardzo blisko tego Leto. Ale oni słynęli z pocieszania zapłakanych dziewcząt. Więc w jego mniemaniu było to na porządku dziennym, ale dla mnie tak nie jest w pomieszczeniu, gdzie znajdujemy się tylko m y. To jest intymne i... prawdziwe? Zazwyczaj takie gest w tłumie są na pokaz, że są, aż tak dobrzy. Ale tu jest inaczej, nikt nic nie widzi i nikt o tym się nie dowie. 
    Czując delikatnie oplecione ramiona Leto wokół mnie, uspokoiłam się i zamykając oczy, położyłam głowę na jego barku. 
     Wciągnęłam zapach Shannona i wyczułam ostry, aromatyczny zapach wody kolońskiej. Zmarszczyłam nos, ale nie odsunęłam się, bo brakowało mi takiego uczucia ciepła drugiej osoby. 
     - Ale ty nas znasz, choć dopiero dzień, ale to nie ma większego znaczenia, Jared widząc kogoś tak jakby dowiaduje się tego, czy jest dobrym materiałem na taką osobę jaką stałaś się ty. 
    Słysząc jego słowa, odsunęłam się od niego tak, że dzielił nas około metr. Czułam się jak przedmiot, gdyż mówił o mnie jakbym była własnością Jareda. Ja mam swoje zdanie, nie jestem dobrym materiałem na kogoś takiego. 
    Pogroziłam mu palcem przed nosem, mrużąc powieki. Fuknęłam na niego.
    Shann zdziwił się spoglądając na to co właśnie zrobiłam. 
    - Mówisz tak, że czuję się niewolnicą Jareda. Przepraszam, ale czy ja wyglądam na czyjąś własność? - spytałam ostrzegawczo zaglądając mu w oczy. - Wiem, że twój brat to skurwiel, ale sądziłam, iż ty nim nie jesteś, a jednak - nie różnicie się w niczym!
    Zmroziło mi krew w żyłach, uczucie znajome od paru godzin powróciło. Zdrętwiały mi dłonie, które miałam ochotę zacisnąć tak, by krew do nich dopływała. Nie dokonałam tego, gdyż palcami nie mogłam poruszyć, były drętwe, nieruchome. 
    - Aileen! 
   Odwróciłam się gwałtownie szukając źródła głosu mojego niewidzialnego prześladowcy. 
   Gdzie jesteś, kurwo? - zadałam pytanie skierowane w jej kierunku, z nadzieją, że czyta w myślach. 
   Nie myliłam się co do tego.
   Znała każdą moją myśl, nawet tą najgłupszą. Wiedziała, gdzie postawię nogę, jaki wykonam ruch. Czułam jak włazi w zakątki mojego umysłu i łamie wszelkie bariery założone przeze mnie, by zablokować tego intruza, ale potrafiła je przebić. Czy one były, aż tak kruche? 
   Zaczął się rodzić we mnie ból, od stóp rozniósł się po całym ciele, kierował się w stronę serca i mózgu. Trafił tam roznosząc w pył nadzieję i spokój, przeradzając je przygnębieniem i chaosem. W sercu rozproszył się magiczny zgiełk, rozkazujący do czarnych uczynków. W mózgu multum impulsów naciskało na część kierującą myślami, przywołując najgorsze wspomnienia.  
    - Kocham cierpienie... a przede wszystkim takich pań jak ty, Hime... taka piękna i oblewająca się bólem... ach! Jakie to cudowne uczucie! Ból, cierpienie, nienawiść, agresja, Aile, czy ty kiedykolwiek obdarzyłaś kogoś nienawiścią? Czy mnie nienawidzisz? - rechot rozległ się w mojej głowie. 
    Nie martw się, jeszcze nie.
    Wyczułam jak ucieka z mojej głowy i po chwili nie było po niej ani śladu. Pustka, zabrała manatki i zwiała. Ale wróci. Tym razem było gorzej niż wcześniej. 
   Zwróciłam uwagę na rozmówcę ignorując to co przed chwilą miało okazję się stać. 
   - Aileen, ale my ciebie tak nie mamy zamiaru traktować... 
   Oparł się o blat. Ręką przetarł czoło, odchylił się do tyłu, wspierając na dłoniach trzymających kurczowo płyty. 
    - Jesteście dziwni, jakby jedna taka mała osóbka jak ja mogła wywołać takie uczucie w sławnych kolesiach, niezwykłe - powiedziałam pocierając palcami podbródek. 
    - Dziwność w dobrym sensie jest pozytywną cechą, chyba nie chciałabyś, aby każdy był taki sam, prawda? 
   Wywróciłam oczami, śmiejąc się ze słów, które wypowiedział. 
   - Dobrze mówisz. Wy, płci męskiej nie pojmujecie tego co my płci żeńskiej, faceci z Marsa, kobiety z Wenus? Pasuje do was, ale ja też jestem z Marsa, różnię się od reszty, tak jak każdy fan czegoś. Jesteśmy odmienni, bo kochamy coś, czego niektórzy nie lubią. Jakby ludzie byli tacy sami, każdy mężczyzna nazywałby się Siła, a każda kobieta Piękno. Mielibyśmy te same marzenia, ciuchy, twarze, głosy i wszystko inne. Nie - pokręciłam głową. - to nie jest możliwe, gdyby tak było zabrakłoby takich jak wy i jak ja. A to sprowadziłoby klęskę na całą Ziemię, wzniecone bunty prowadzące do śmierci... 
   - Ludzie tym się różnią od zwierząt, że są jedyni w swoim rodzaju, nie ma dwóchh takich samych mężczyzn i kobiet na tym świecie - uśmiechnął się do mnie.  
   Spuścił wzrok na brata patrząc na niego smutno.
   - Mam nadzieję, że nie zgłupiał na dobre... 




Przepraszam Was, że tak długo musieliście czekać i za to, iż ten rozdział jest do bani, zresztą ostatnio wszystko ostatnio jest takie. Nie potrafię napisać czegoś co mnie zadowoli i Was zachęci do dalszego czytanie. Zwaliłam to i nie wiem czy poddawać się, czy nie. Ale... muszę walczyć do końca! Mam nadzieję (jak zawsze zresztą) że następny rozdział (czy jak Wy to nazywacie - odcinek) będzie lepszy od tegoż spierdolonego.
Trzymajcie kciuki!
A ja dziś punkt północ kierunek ---> Zakopane :)
Ale komputer i internet zabieram, więc będę wyciskać z siebie coś co będzie 07 :D
+znów wracam do czytania, w sobotę zakupiłam "Złodziejską Magię" mojej ulubionej pisarki Trudii Canavan, jakoś nie mam czasu na czytanie, ale zaczęłam wczoraj, przeczytałam jeden rozdział i jak na razie - super. Ale jeszcze muszę dokończyć "Władcę Pierścieni", choć do tego, aż tak mnie nie ciągnie :)
Dobra, nie rozpisuję się, liczę na jakieś pozytywne komentarze :3