środa, 17 września 2014

ZAWIESZENIE

Brak weny zmusza mnie do tymczasowego zawieszenia :/
Oczywiście nie ma takiej opcji, że opuszczę go na zawsze, wrócę jak najszybciej, wraz z przypływem nowości wycisnę z siebie jak najwięcej i postaram się napisać coś z sensem :P
Do następnego!


czwartek, 7 sierpnia 2014

07. I got sinnin' on my mind

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału VI? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!

"I got sinnin' on my mind
Sipping on red wine
I’ve been sitting here for ages
Ripping out the pages
How'd I get so faded"
-
Ed Sheeran - "Bloodstream"

~Jared~
   Światło zaczęło przebijać się przez szpary w żaluzji lekko rozjaśniając pokój ciepłym światełkiem.
   Promienie słoneczne drażniły oczy i rozkazywały pobudkę, ale mnie nie cieszyła myśl wstania z miękkiego łóżka i pójścia pracować. Nawet nie miałem bladego pojęcia jaki mamy dzień tygodnia. W weekendy graliśmy koncerty, a we wtorek i czwartek prowadziliśmy nagrania w studiu, reszta dni na szczęście była w jakimś stopniu luźna. Oczywiście podczas pisania płyty cały tydzień siedzimy w studiu, ale teraz mamy tak jakby wolne.
   Przekręciłem się na plecy, podkładając ręce pod głowę. Rozszerzyłem zaspane powieki i ziewnąłem leniwie.
   Uniosłem ciągnącą się do materaca rękę nad głowę, aby spojrzeć na zegarek, która jest godzina i jaki mamy dzień.
   Na białym, małym monitorku widniały takie liczby i słowa:
   6:53, poniedziałek, 8 czerwca 2007
   Przewróciłem się na brzuch tak, by nie mieć twarzy skierowanej w stronę okna. Westchnąłem pełny szczęścia.
   - Dzisiaj można odpocząć... ahh - wymruczałem w poduszkę.
   Moją czaszkę zaczął przeszywać ból miliona wbijanych małych szpilek w skórę i z każdą sekundą przedzierał się coraz głębiej, wychodził i wchodził. Skrzywiłem się na tejże uczucie, ale zbytnio nie zawracałem nim sobie głowy dopóki nie przerodził się w straszliwe katusze przypominający walenie łbem o ścianę bólu. 
    Zacisnąłem mocno zęby i wbiłem twarz w poduszkę próbując w ten sposób uśmierzyć bolesność. Ale to nic nie dawało.
    - Czuję się jakbym dostał w głowę czymś twardym... - szepnąłem przez zęby.
    Syknąłem z przerażającego bólu rozchodzącego się po czaszce.
    I usłyszałem jakiś dźwięk dobiegający spod łóżka.
   Puku, puku-puk.
   Stuku-puku. 
   Bum. Karabam-tububam. 
   Raz-dwa-trzy dziś obiadek sobie zjem!
   Ból już sieję i cierpienie, w dzień i w nocy!
   Każdy dzień będzie twą udręką... co ty na to, mój drogi?
   Podskoczyłem, zrywając się na równe nogi. Zignorowałem to, że ból rozszedł się po całym ciele. Zaniepokoiło mnie to co śpiewało to coś, czymkolwiek to jest. Brzmi jak piosenka, ale... ten głos spowodował szybsze bicie mojego serca.
   Próbowałem się uspokoić, lecz wyglądało na to, iż moja trwoga była za wielka, by ot tak ją uspokoić i pomyśleć: Ej! Facet! Boisz się? Jeśli tak to żaden z ciebie mężczyzna, lecz cykor jakich mało!
   Ale ja czułem, że każdy kogo spotkałoby takie coś oblałby się strachem. To normalne dla wszystkich. Nie ma takiej osoby, która nie miałaby takiej reakcji. A jeśli nie zachowałby się tak, byłby jakimś idiotą.
   Spod łóżka buchnęło zimne powietrze zwalające mnie z nóg. Zmusiło mnie do padnięcia na podłogę plackiem.
   Uderzenie spowodowało ból w górnej części kręgosłupa, dzięki czemu nie miałem jak się podnieść.
   Zamknąłem oczy czekając na to co mnie za chwilę zaatakuje.
   Nic.
   Rozszerzyłem powieki.
   Serce zawaliło mi dziesięć razy szybciej.
   Nade mną stała kobieta, naga od pasa w górę, ledwo złapałem oddech patrząc na obnażone piersi czarnowłosej. Wpatrywała się we mnie kobaltowymi oczami wdzierając się w moją głowę i dając ulgę bólowi.
   Ale następnie stwarzając o wiele bardziej bolesny.
   Rzuciłem jej błagające spojrzenie, ale coś się z nią stało.
   Uśmiechnęła się ukazując ostre jak brzytwa kły, długie na parę centymetrów. Wyobraziłem sobie jak wbijają się w moją szyję i na tą myśl naprężyłem wszystkie mięśnie.
   Kim jesteś, dziwko?
   Roześmiała się odchylając głowę do tyłu i po sekundzie znalazła się za mną.
   Chwyciła w dłonie moją twarz, pochyliła się i wyszeptała słowa mrożące krew w żyłach słowa:
   - Twoim koszmarem, Jaredzie...
  Złączyła nasze wargi, a ja poczułem jak odpływam.
 
***
   Obudziłem się na zimnej podłodze, okryty cienkim kocem, cały oblany potem, a promienie słoneczne w dalszym ciągu wpadały do pokoju rozświetlając go.
    Rozszerzyłem powieki spoglądając na to w jakim stanie znajduje się pomieszczenie. Na moje szczęście wszystko było na swoim miejscu, ułożone tak jak przed zaśnięciem, a "t a" kobieta najwyraźniej była wytworem mojej wyobraźni, koszmarem, snem, który sprawił, że moje emocje były niezwykle silne. To wszystko w końcu wyglądało jak prawdziwe, czułem się jak na jawie, ten ból był nieznośny, a teraz jakby rozniósł się w pył, co znaczyło, że to nie było prawdziwe.
    Ale podnosząc się na łokciach - wszystkie nerwy, wszelkie mięśnie, kości, kręgosłup zaczęły pulsować, a po sekundzie zaatakował je niezwykły ból przez, który sam zepchnął mnie na podłogę. 
   Co raz próbowałem się unieść, ale próba za próbą stawał się coraz gorszy. Nie potrafiłem zapobiec tej udręce miejącej okazję mnie nawiedzać.
   Po jeszcze paru takich niemocy, uświadomiłem sobie, że ta zjawa była tu albo nawet nadal tu przebywała. Dlatego na uginających się pode mną nogach w jakiś sposób wstałem i z całej siły pociągnąłem klamkę od drzwi pokoju. Skrzypnęły lekko, a ja wyleciałem jak poparzony. Nie myślałem, pragnąłem uciec tylko jak najdalej tego pomieszczenia, gdzie przybyła w "odwiedziny" do mnie ta dziwka.
    Zbiegłem po schodach, lecz na samym ich końcu stanąłem nasłuchując.
    Z salonu dobiegał mnie śmiech Shannona i Tomo oraz... kogoś jeszcze.
    - Aileen... - wyszeptałem.
    Pokręciłem głową. Byłem nieogarnięty i cały połamany. Temu pierwszemu można zapobiec, a to drugie można zaś jedynie ukryć, aby nie dopytywali się co się stało.
    Ruszyłem, więc do pokoju Shanna po jakąś koszulkę i spodenki, a także skorzystałem z jego łazienki. 
    - Mam nadzieję, że mój starszy braciszek nie obrazi się za to... - powiedziałem wsuwając t-shirt przez głowę.
    Ujrzałem siebie w małym lusterku nad umywalką i sam siebie obdarzyłem uśmiechem.
    Rozszerzyłem ze zdumienia oczy.
    Co ja robię? Próbuję się spodobać tej Aileen? Co ja, kurwa, robię?!
    Chwyciłem się za głowę i postawiłem parę kroków do tyłu tak, by oprzeć się o ściankę prysznica.
     Jared, uciekasz z własnego pokoju przed jakąś zjawą-babką, która obnaża się przed tobą, boisz się, że to prawda, a może tylko źle spałeś? Pomyślałeś o tym? I w jakiś cudowny sposób wylądowałeś na podłodze. Uwierz w to, choć może to nieprawda, aby ktoś ciebie polubił musisz być odważny, trzymaj gardę gotową do ataku, nie opuszczaj jej, bo to będzie błąd kosztujący cię utratę tego co zyskasz, a w każdym momencie może ci wypłynąć przez palce niczym piasek, wiesz?
     A Aileen jest dopiero początkiem tego co chcesz i możesz dosięgnąć, wystarczy się postarać - jeden ruch w przód, dwa w tył to jak taniec tylko trudniejsze, to taniec zdobywania uczuć i uczenia się na własnych błędach, może i brzmi to łatwo, ale trzeba walczyć, być zawziętym uczniem życia, trzeba zdobywać to co chcesz zdobyć i trzymać mocno w objęciu. Sam wiesz, że wystarczy pobyć z tą dziewczyną, możesz założyć na chwilę maskę, ale potem ją zdjąć, ona nie jest ci potrzebna, ale ktoś u twojego boku - wręcz przeciwnie, potrzebujesz kogoś o pięknych oczach jak powietrza. Brakuje ci tego, ale za każdym razem jak byłeś z kimś płoszyłeś to, bo one nie chciały tego co ty, tym razem będzie na odwrót, będzie dobrze, a nawet wyśmienicie! Ja to wiem, że tak będzie, a ty jesteś mną, ja jestem tobą... myślę za ciebie, choć jesteśmy tym samym, nie masz nikogo innego prócz siebie samego wewnątrz i doskonale o tym wiesz.
    Ja muszę być tym kim chcę i pragnę by uczynić to o czym marzę.
   Myśląc tak usiadłem na podłodze i wpatrując się głupio w ścianę.
   - To jest moja decyzja jak to zrobię i w jaki sposób wykonam to, że Aileen mnie... - znów pokręciłem przecząco głową, śmiejąc się pod nosem. - och, Jared, poczekaj trochę, a twoje marzenia ziszczą się... ahhh... mówię ci sprawisz to w niesamowity sposób, wystarczy rozmawiać, wspierać... a wszystko ułoży się w jedną, solidną całość.
***
~Aileen~
     - Shannonie, Tomo, czy ten film ma dla was jakieś większe znaczenie? - spytałam.
    Próbowałam powstrzymać swój śmiech, który został wywołany nagraniem z drogi do Las Vegas samochodem campingowym, gdzie bracia Leto i Tomo jechali na wakacje w roku 2005. Po drodze napotkali różne nieprzyjemności związane z tym domem na kółkach, niestety był to zakup przypadkowy, gdyż Jared znalazł na e-bayu tegoż grata za niespełna dwieście dolarów. Chłopcy go kupili z postanowieniem: "pojedziemy z nim w niezapomnianą przygodę!" i tak też się stało. Samochód na ich nieszczęście rozwalił się podczas, gdy wyciągnęli sześćdziesiąt kilometrów na godzinę w jednej czwartej drogi do miasta. Czekali na pomoc cztery dni, a podczas tego czasu kręcili zwariowane filmiki. Na jednym z nich Jared biegał po całym wozie krzycząc: "Gdzie są moje stringi! Potrzebuję ich! Shannon, patrz Tomo przebrał się za truskawkę!" i przekierowywał kamerę na Toma skaczącego góra dół, przebranego oczywiście za tejże owoc i śpiewającego: "Jestem truskaweczką, taką soczystą i czerwoną!". Było także takie video, gdzie Jared rapował, a Shannon grał na flecie, a zaś Tomo tańczył balet, ten filmik był zabójczy, a głos wokalisty brzmiał okropnie co wskazywało, że nie zrobi kariery zawodowego rapera, a gitarzysta nie będzie światowej klasy baletnicą, gdyż jego ruchy nie były tak "łabędzie" i wygimnastykowane, a Shannowi gra na tym drewnianym fleciku wychodziła dobrze, ale niestety nie dopasował melodii do utworu młodszego brata, dlatego też to wszystko razem, niedobrane wyglądało przerażająco. Z tego uśmiałam się najbardziej i był to także ostatni.
    Shann jako pierwszy odezwał się, uśmiechając szeroko.
    - Znaczenie? Każdy z tych wszystkich ma jakieś znaczenie, a ten - wskazał głową na ekran. - że mój brat nie powinien zostać raperem!
    Wszyscy zaczęliśmy dławić się ze śmiechu.
     Zauważyłam, że z tą dwójką rozmawiało mi się bardzo dobrze, znajdywaliśmy podobne tematy, a także posiadaliśmy poglądy również takie same, może nieco różniły się, ale tylko trochę. W Shannonie spodobała mi się ta otwartość zapewne wyszkolona przez lata, a Tomo był troskliwy, momentami, aż za bardzo, gdy opowiadałam im o rodzinie współczuł mi i nawet raz uścisnął mnie po przyjacielsku, ponieważ zauważył moje łzy, Shann tylko uśmiechnął się smutno i klepną mnie w ramię na pocieszenie. Zapewne po dłuższej znajomości wyglądałoby to inaczej, ale przyznam, że pierwszy raz w życiu poznałam ludzi, którzy nawet tyle zrobią w chwili mojej słabości.
     Tomo zmusił się do braku śmiechu i rzekł to o co się zapytałam:
     - Dla mnie są to wspomnienia, których nie mogę utracić, ponieważ straciłbym siebie i to, iż no cóż niestety nie stanę się gwiazdą baletu, a tak bardzo chciałem zatańczyć "Jezioro Łabędzie" - roześmiał się, a my wraz z nim.
     Obaj spojrzeli się na mnie podejrzliwie jakby coś planowali.
     - A ty? Czy dla ciebie miałyby znaczenie takie video? - zapytał Shannon.
    Westchnęłam złączając dłonie ze sobą i unosząc kąciki ust ku górze.
    - Oczywiście, że tak. Kiedyś chciałam nakręcić coś takiego, aby zachować to sobie na pamiątkę...
    - To teraz masz okazję - odezwał się czyjś męski głos tuż za mną.
    Odwróciłam głowę z mocno bijącym sercem. Wiedziałam kogo ujrzę.
    Jared powoli kierował wzrok na każdego z nas, lecz spojrzenie bruneta utknęło na mnie. Twarz wykrzywiła mu się w półuśmiechu podarowanym mnie.
    Poczułam jak się czerwienię, dlatego gwałtownie odwróciłam od niego spojrzenie wbijając je w obraz wiszący na lewo od telewizora. Nie zwracałam uwagi na szczegóły dzieła, nie mogłam się oprzeć, by spojrzeć na mężczyznę.
    Marzyłaś o tym, aby patrzeć na niego na żywo, aby zjadać go wzrokiem, oblizywać wargi z pragnienia, a teraz masz tą szansę i odbierasz ją sobie wbijając nóż w serce. Na chwilę obecną miałaś nawet czas, gdy zapomniałaś o tej zjawie, to dobry znak... a teraz znów sobie o niej przypomniałaś. Wymarz ją, nie myśl o niej. Spójrz na niego, a wszystko przestanie istnieć.
    - Jeżeli zechcesz zademonstrować swój talent wokalistyczny na naszym koncercie i pojechać z nami w trasę...
    Zwróciłam spojrzenie na Jareda i uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Wywróciłam oczami w geście irytacji.
    - Już ci przecież mówiłam, że decyduję się na twą propozycję, może i część mnie jest przeciwna mojej decyzji, ale raz się żyje, co nie?
   Jay zaśmiał się rozczesując palcami nerwowo czuprynę. Zmrużył oczy i gestem głowy wskazał na mnie z przekąsem.
   Skąd wypłynęła ta jego nerwowość? Czy coś się stało? 
   Ale po chwili rozpadła się, zniknęła zastąpiona pewnością siebie i zadowolonym uśmieszkiem. 
    - Jakoś nie przypominam sobie tego abyś ją przyjęła...
   Podniosłam się z fotela patrząc na niego wrogo spode łba
    - A czy to jest ważne? Chyba zależało ci na tym, abym przejechałabym się z wami w tą jakże krótką podróż, ciekawa jestem jakie kraje obejmie? - spytałam unosząc z udawanym rozbawieniem brwi. 
    Ułożyłam ręce na biodrach w geście - "podchodząc bliżej możesz zginąć, uważaj". 
    Jakby nie zrozumiał mojej mowy ciała podszedł bliżej, aż za blisko, założył mi kosmyk za ucho i rzekł cicho ujmującym, czarującym głosem: 
    - I tak jesteś urocza. 



Oj trochę pisałam ten rozdział, zero chęci i lenistwo+uzależnienie od gry pod tytułem "Prince of Persia", tak uzależniłam się od takiej tam przygodówki, którą bardzooo lubię xD
Ale obiecałam się rozpisać i... zaskoczyć :) czy coś Was zaskoczyło? Ciekawe, czy tak :D
Wiem, że część Aileen zjebałam, ale no niestety taka moja natura, że coś jest super, a po chwili dupa, nie będzie tak pięknie jak sobie wyobrażałam :/ 
Jeśli zadowolicie się tym rozdziałem będę przeszczęśliwa, a wiecie, że polubiłam Ed'a Sheerana? Niby go jakoś tam lubiłam, ale nie, aż tak! Uwielbiam faceta! Tak jak System of A Down :3
A był ktoś na "Strażnikach Galaktyki"? Ja byłam i oczywiście polecam tą wielką zajebistość :)


    
   

  

wtorek, 22 lipca 2014

06. When you feel my heat

  Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału V? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


"When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
[...]
Don't get too close
It's dark inside"
-
Imagine Dragons, "Demons"


  Minęło parę godzin zanim Jared zaczął krzątać się po pokojach, uciążliwie poszukując jakiejś zaginionej rzeczy (albo osoby). 
Obijał się o ściany i zapewne chwiał na nogach. Jak go dobrze znamy to pewnie mówi sam do siebie, gdyż lunatykując raz na jakiś czas gada do niewidzialnej istoty, nieistniejącej. 
Po wypiciu takiej ilości alkoholu jak na niego, łażenie po takim czasie, krążąc w korytarzach, otwierając każde drzwi po kolei długo zajęło mu dojście do kuchni.
I za jakie grzechy świata los skierował go właśnie tam?
Intuicja kieruje ludzi tam, gdzie go nie chcą... 

~Shannon~

   Wraz z Aileen właśnie zabieraliśmy się za dwie pizze, które zamówiliśmy przed południem i zadzwoniłem także ówcześnie po Tomo zapraszając przyjaciela na wspólny posiłek. Nim pokazałem siedemnastolatce, gdzie znajdują się talerze, do pomieszczenia wkroczył mój brat podpierając się ramieniem o ścianę. 
   Spojrzałem na Aile w akcie rozpoznania, czy wyczuła jego obecność, lecz miała zdegustowany wzrok wbity w szafkę w poszukiwaniu odpowiednich naczyń. 
   Możliwe, iż słysząc poruszenie w tamtym miejscu sądziła, że przybył Tom. 
   Nie zauważyła go, jeszcze. Zaraz tu wkroczy, próbując utrzymać się na nogach i zacznie podstawiać się, aż za bardzo, momentami nawet agresywnie do tej bezbronnej nastolatki. 
   Dlatego zareagowałem zbyt szybko.
   Ruszyłem w stronę młodszego brata i wymierzyłem mu cios pięścią - prosto w twarz, z taką siłą, że upadł na plecy. Podniósł głowę świdrując mnie na wskroś wściekłym, zwierzęcym spojrzeniem. Zawsze, gdy Jay wypił, choć odrobinę alkoholu musiałem go w tejże sposób "wybudzać" z kaca.  Mógł być pijany przez całą dobę nawet po tak małej ilości tej używki, jeśli nie walnąłem go w tą zapchloną gębę, zazwyczaj odzianą w przyklejony na super glue uśmiech. 
   Poczułem obok siebie delikatny ruch. Słaby głos wydobył się z gardła istoty, ale twardy niczym stos kamieni zrzucany z przepaści wprost na moją głowę. 
   - Shannon, czemu on leży na ziemi?
   Zwróciłem oczy na Aile. 
   Założyła ręce na piersi i spoglądała na mojego brata z uniesionymi ku górze brwiami, na czole utworzyły się jej urocze zmarszczki. Uśmiechnęła się szeroko, a na  twarzy malował jej się wyraz pomieszany z zaskoczeniem i zachwytem. 
   Brunet nie zwrócił nawet swojej uwagi na to. Ułożył głowę na posadzce i zamknął oczy. Położył rękę na swojej głowie tak, aby nic nie widzieć, nawet przy zakrytych powiekami oczu. Westchnął.
   Usta poruszyły mu się w znaku: "dziękuję, Shann...".
   Wyszczerzyłem się triumfująco od ucha do ucha trącając go stopą w nogę. Chciałem z nim porozmawiać, ale niestety zasnął, a sen jego po takim przywaleniu w twarz bywał twardy i nie można było go wybudzić. Miałem ochotę coś mu powiedzieć na temat tego idiotycznego picia po tak długim czasie, gdzie jego organizm w prosty sposób odrzuca takie świństwa. 
    Westchnąłem stojąc luźno i zwróciłem oczy na zdziwioną Aileen, która rozszerzyła tak powieki, że jej spojrzenie wydawało się przerażające, nie patrzyła na brata, ale na mnie. A jej oczy przeszywały mnie tak jakby czytała mi z ciała. 
    Czułem się jak nagi mężczyzna pożerany spojrzeniem tak małej i delikatnej nastolatki. 
    - Co to miało znaczyć, Shannonie Leto? 
    Przetarłem czoło ręką patrząc na brata spod przymrużonych powiek, nadal zastanawiając się nad jej przejrzystym spoglądaniem w moją stronę. 
   Czy ona próbuje czytać moje uczucia? A co jeśli jej się to uda? 
   A co jeśli... nie, nie masz prawa tak myśleć... nie ma takiej mentalnej mocy, by odkryć to co najgłębiej ukryte... jest kruchą dziewczyną, o silnym charakterze, Jared idealnie trafił i może to właśnie j e j uda się poskładać to co zostało rozerwane. Nie znamy jej, ale czujemy coś co nie jest łatwe do wytłumaczenia, Aileen w pewnym sensie jest podobna do n a s, do naszego zespołu i tego co robimy, tworzymy i... 
    Nawet tak nie sądź, Shann...
    Jeden uśmiech chyba da radę z tej jej wyrazem twarzy, co nie? 
    Uniosłem oba kąciki ku górze i z udawanym rozbawieniem oraz rozmyślaniem w głębi siebie o niej, wyszczerzyłem się w głupim uśmiechu godnym mnie.  
    - Wybacz, Aile, ale on ma słabą głowę na tego typu używki, zazwyczaj by go otrząsnąć z tego stanu muszę mu porządnie przywalić, co prawie za każdym razem kończy się o tak - pokazałem głową na niego śmiejąc się gardłowo. 
     - Kiedy on ostatnio... 
     - Pił z dwa lata temu, po śmierci naszego bliskiego przyjaciela, nie skończyło się to za dobrze, ponieważ alkohol zadziałał na niego jak narkotyk, tylko z potrojoną dawką. Wylądował w szpitalu, zapadł w dwumiesięczną śpiączkę, ciągle siedziałem z nim, pytając lekarzy kiedy wyzdrowieje, nie uzyskiwałem odpowiedzi, lecz spojrzeniem oznajmowali, iż nie wiedzą. Organizm Jaya osłabł, był potwornie słaby, ale obudził się, było to jak grom z jasnego nieba, a najlepsze jest to, że natychmiastowo zaczął funkcjonować poprawnie, wszystkie uszkodzenia narządów zregenerowały się bardzo szybko - uśmiechnąłem się lekko. Zachichotałem pod nosem wspominając swoją radość. I to, że wiem czyja to zasługa. - Jared tuż po pobudce powiedział: Weź mnie na scenę, do fanów, chcę ich zobaczyć i zaśpiewać, którąś z piosenek, daj mi gitarę i jedźmy, Shann,  gdzieś daleko od tych okrutnych wspomnień, proszę. 


~Aileen~
   - Nikt o tym nie wspominał - szepnęłam kalkulując każde słowo, które wypowiedział starszy Leto. - ale zastanawiałam się czemu słuch o nim zaginął, wszędzie było o Was, ale zero nowości o Jaredzie, prócz twej wypowiedzi, że "wyjechał na wakacje i trochę zajmie nim wróci do domu... bo chce odpocząć...", nie dawaliście koncertów, nastała cisza, był gwar w internecie oraz na spotkaniach Echelonu... - pokręciłam głową. - sam wiesz chyba co się działo, to jest nie do pomyślenia... - łyknęłam łapczywie powietrze, ledwie dławiąc łzy. - te wrzaski do mikrofonów, te płacze, te transparenty... tamte dni przypominały mi stratę brata i mamy... jakby dla nas Echelon, najważniejszy był Jared. Nie powinno tak być, my nawet was nie znamy! - na moje poliki wypełzły palące, czerwone rumieńce. A pierwsza łza spłynęła po skórze. - przepraszam, za dużo gadam i wyżalam się tobie, wybaczysz? 
    Podniosłam głowę na Shanna, który bez żadnej emocji i bez powodu przytulił mnie mocno do siebie. Przeraziłam się tym, że jestem tak bardzo blisko tego Leto. Ale oni słynęli z pocieszania zapłakanych dziewcząt. Więc w jego mniemaniu było to na porządku dziennym, ale dla mnie tak nie jest w pomieszczeniu, gdzie znajdujemy się tylko m y. To jest intymne i... prawdziwe? Zazwyczaj takie gest w tłumie są na pokaz, że są, aż tak dobrzy. Ale tu jest inaczej, nikt nic nie widzi i nikt o tym się nie dowie. 
    Czując delikatnie oplecione ramiona Leto wokół mnie, uspokoiłam się i zamykając oczy, położyłam głowę na jego barku. 
     Wciągnęłam zapach Shannona i wyczułam ostry, aromatyczny zapach wody kolońskiej. Zmarszczyłam nos, ale nie odsunęłam się, bo brakowało mi takiego uczucia ciepła drugiej osoby. 
     - Ale ty nas znasz, choć dopiero dzień, ale to nie ma większego znaczenia, Jared widząc kogoś tak jakby dowiaduje się tego, czy jest dobrym materiałem na taką osobę jaką stałaś się ty. 
    Słysząc jego słowa, odsunęłam się od niego tak, że dzielił nas około metr. Czułam się jak przedmiot, gdyż mówił o mnie jakbym była własnością Jareda. Ja mam swoje zdanie, nie jestem dobrym materiałem na kogoś takiego. 
    Pogroziłam mu palcem przed nosem, mrużąc powieki. Fuknęłam na niego.
    Shann zdziwił się spoglądając na to co właśnie zrobiłam. 
    - Mówisz tak, że czuję się niewolnicą Jareda. Przepraszam, ale czy ja wyglądam na czyjąś własność? - spytałam ostrzegawczo zaglądając mu w oczy. - Wiem, że twój brat to skurwiel, ale sądziłam, iż ty nim nie jesteś, a jednak - nie różnicie się w niczym!
    Zmroziło mi krew w żyłach, uczucie znajome od paru godzin powróciło. Zdrętwiały mi dłonie, które miałam ochotę zacisnąć tak, by krew do nich dopływała. Nie dokonałam tego, gdyż palcami nie mogłam poruszyć, były drętwe, nieruchome. 
    - Aileen! 
   Odwróciłam się gwałtownie szukając źródła głosu mojego niewidzialnego prześladowcy. 
   Gdzie jesteś, kurwo? - zadałam pytanie skierowane w jej kierunku, z nadzieją, że czyta w myślach. 
   Nie myliłam się co do tego.
   Znała każdą moją myśl, nawet tą najgłupszą. Wiedziała, gdzie postawię nogę, jaki wykonam ruch. Czułam jak włazi w zakątki mojego umysłu i łamie wszelkie bariery założone przeze mnie, by zablokować tego intruza, ale potrafiła je przebić. Czy one były, aż tak kruche? 
   Zaczął się rodzić we mnie ból, od stóp rozniósł się po całym ciele, kierował się w stronę serca i mózgu. Trafił tam roznosząc w pył nadzieję i spokój, przeradzając je przygnębieniem i chaosem. W sercu rozproszył się magiczny zgiełk, rozkazujący do czarnych uczynków. W mózgu multum impulsów naciskało na część kierującą myślami, przywołując najgorsze wspomnienia.  
    - Kocham cierpienie... a przede wszystkim takich pań jak ty, Hime... taka piękna i oblewająca się bólem... ach! Jakie to cudowne uczucie! Ból, cierpienie, nienawiść, agresja, Aile, czy ty kiedykolwiek obdarzyłaś kogoś nienawiścią? Czy mnie nienawidzisz? - rechot rozległ się w mojej głowie. 
    Nie martw się, jeszcze nie.
    Wyczułam jak ucieka z mojej głowy i po chwili nie było po niej ani śladu. Pustka, zabrała manatki i zwiała. Ale wróci. Tym razem było gorzej niż wcześniej. 
   Zwróciłam uwagę na rozmówcę ignorując to co przed chwilą miało okazję się stać. 
   - Aileen, ale my ciebie tak nie mamy zamiaru traktować... 
   Oparł się o blat. Ręką przetarł czoło, odchylił się do tyłu, wspierając na dłoniach trzymających kurczowo płyty. 
    - Jesteście dziwni, jakby jedna taka mała osóbka jak ja mogła wywołać takie uczucie w sławnych kolesiach, niezwykłe - powiedziałam pocierając palcami podbródek. 
    - Dziwność w dobrym sensie jest pozytywną cechą, chyba nie chciałabyś, aby każdy był taki sam, prawda? 
   Wywróciłam oczami, śmiejąc się ze słów, które wypowiedział. 
   - Dobrze mówisz. Wy, płci męskiej nie pojmujecie tego co my płci żeńskiej, faceci z Marsa, kobiety z Wenus? Pasuje do was, ale ja też jestem z Marsa, różnię się od reszty, tak jak każdy fan czegoś. Jesteśmy odmienni, bo kochamy coś, czego niektórzy nie lubią. Jakby ludzie byli tacy sami, każdy mężczyzna nazywałby się Siła, a każda kobieta Piękno. Mielibyśmy te same marzenia, ciuchy, twarze, głosy i wszystko inne. Nie - pokręciłam głową. - to nie jest możliwe, gdyby tak było zabrakłoby takich jak wy i jak ja. A to sprowadziłoby klęskę na całą Ziemię, wzniecone bunty prowadzące do śmierci... 
   - Ludzie tym się różnią od zwierząt, że są jedyni w swoim rodzaju, nie ma dwóchh takich samych mężczyzn i kobiet na tym świecie - uśmiechnął się do mnie.  
   Spuścił wzrok na brata patrząc na niego smutno.
   - Mam nadzieję, że nie zgłupiał na dobre... 




Przepraszam Was, że tak długo musieliście czekać i za to, iż ten rozdział jest do bani, zresztą ostatnio wszystko ostatnio jest takie. Nie potrafię napisać czegoś co mnie zadowoli i Was zachęci do dalszego czytanie. Zwaliłam to i nie wiem czy poddawać się, czy nie. Ale... muszę walczyć do końca! Mam nadzieję (jak zawsze zresztą) że następny rozdział (czy jak Wy to nazywacie - odcinek) będzie lepszy od tegoż spierdolonego.
Trzymajcie kciuki!
A ja dziś punkt północ kierunek ---> Zakopane :)
Ale komputer i internet zabieram, więc będę wyciskać z siebie coś co będzie 07 :D
+znów wracam do czytania, w sobotę zakupiłam "Złodziejską Magię" mojej ulubionej pisarki Trudii Canavan, jakoś nie mam czasu na czytanie, ale zaczęłam wczoraj, przeczytałam jeden rozdział i jak na razie - super. Ale jeszcze muszę dokończyć "Władcę Pierścieni", choć do tego, aż tak mnie nie ciągnie :)
Dobra, nie rozpisuję się, liczę na jakieś pozytywne komentarze :3

wtorek, 24 czerwca 2014

05. Sweet dreams are made of this.

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału IV? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


Sweet dreams are made of this. 
Who am I to disagree? 

Travel the world and the seven seas. 

Everybody's looking for something. 

-

Marilyn Manson, "Sweet Dreams"

~Jared~

  Zawróciłem się do pokoju muzycznego z rozkwaszoną, nader zdziwioną miną, gdy Aileen zamknęła drzwi siłowni, obdarowując mnie spojrzeniem "Daj mi spokój albo dostaniesz po tym brzydkim pysku!". Może trochę przesadziłem, bo mój "pysk" nie jest "pyskiem", lecz nadzwyczajnie piękną twarzą i to świadczy o tym, że nie wyglądam wcale jak brzydal. 
   Odruchowo zwróciłem oczy na lustra, które pokrywały każdą ścianę pomieszczenia. Obdarowałem uśmiechem swoje odbicie. 
   Byłem piękny, przystojny. 
   Bóg w postaci człowieka. 
   Więcej chcieć nie trzeba. 
   Pomalowane na czarno, błyszczące aksamitne włosy z końcówkami w kolorze krwi i oczy błękitne, głębokie uważane przez rasę ludzką za zapierające dech w piersiach. Ponoć moje spojrzenie jest warte miliony, ostatnio usłyszałem taką opinię. 
   I moje ciało, każdy milimetr pożądany przez miliony. Wszystkie dziewczyny i czasami mężczyźni wrzeszczący wyznania miłosne i propozycje seksualne. Uważali mnie za faceta idealnego.
   Wzdrgnąłem się słysząc swą idiotyczną myśl i coś mnie naszło, coś co w następnej części tej męczącej nocy nie dawało mi zasnąć i dręczyło mnie niemiłosiernie. 
   Nie jestem idealny. Jestem najgorszym egzemplarzem mężczyzny, który nie potrafi nikogo zatrzymać przy sobie na długo. Wszystkie odchodzą poznając prawdziwą stronę mnie, nie tego na scenie Jared'a, który jest niesamowity, widzą idiotę będącego tak głupim i rozpustnym. Jestem beznadziejny.  I mogę powiedzieć, że sława strzeliła mi do głowy. Zmieniła bezpowrotnie.
   - Jestem podłym skurwielem. I nic tego nie zmieni - wyszeptałem pocierając skronie.
   Przysunąłem stołek do lustra, siadając tak, aby się o nie oprzeć i nie spoglądać w tą ohydną twarz, zamknąłem oczy. Chwyciłem głowę po obu stronach i kiwając się w przód, i w tył dalej rozmyślałem nad swoją głupotą, zaiste głupota na poziomie godnym mnie.  
   A może to właśnie dlatego, że zachowuję się tak wywyższająco wobec niej? Chcę wzbudzić w niej respekt, a ona odruchowo ucieka. Wyobraź sobie, Jared, jak ty czułbyś się w takiej sytuacji, poznając swojego idola, którego darzysz wielkim uczuciem? Uciekałbyś poznając go, bałbyś się opinii jaką ma o tobie, a najgorsza jest myśl o spędzaniu z nim czasu. Bo możesz przestać go kochać albo zakochać się bez opamiętania. Daj jej spokój.
    Spuściłem głowę i wciągnąłem powietrze zaczynając oddychać potwornie szybko.
    Jeżeli pragnę zdobyć przyjaciółkę, której nigdy nie miałem muszę być jak każdy nieróżniący się od innych, człowiek? Prawda? 
   A więc by otrzymać zaufanie tej nastolatki, muszę przestać być t a k i m Jaredem jakiego udaję. Trzeba zdjąć maskę i stać się Leto ze starych lat, gdy nie byłem jeszcze sławny. 
   Rozszerzyłem powieki, zakrywając dłońmi sobie widok mnie dłońmi. 
   Tracąc równowagę upadłem na podłogę, ale szybko usiadłem prostując nogi przed sobą. 
   Patrzyłem w swoje odbicie, przeklinając siebie w duchu. Pokazałem środkowy palec "jemu" i postanowiłem coś czego nigdy nie postanowiłbym.
   Miałem zamiar złamać swoje przyrzeczenie. Ale tak bardzo chciałem ochłonąć. 
   - Muszę się czegoś napić - rzekłem zdruzgotany sam do siebie. - od jutra będę zwykły, jak gówniana lalka, będę, kurwa, normalny! Rozumiesz to, świecie? Jared się zmieni, dla jednej dziewczyny! 
   Co się ze mną dzieje? Jay, co się dzieje? 
   Znać kogoś parę godzin, a lubić ją tak bardzo, że mógłbyś wywrócić świat do góry nogami, dla niej. Facet, czyżbyś usiłował znaleźć to czego szukałeś latami? I nigdy twa podróż nie była sukcesem. Zawsze przegrywałeś, płoszyłeś dziewczyny. 
   A teraz czas odmienić bieg tej niskobudżetowej historii, w roli głównej - Jared Leto. 
  Podniosłem się, ruszając w stronę wyjścia.
  - Whisky będzie odpowiednie? - zadałem pytanie retoryczne. Moje brwi uniosły się do góry. - Mam nadzieję, że nie stracę głowy. 
   Na twarzy pojawił mi się uśmiech, który mówił sam za siebie. 


***

~Aileen~

   Po paru męczących ciosach w worek treningowych, zlałam się potem, a ciało paliło się od środka. Sen nasuwał mi się na powieki zmuszając do zalania się marzeniami, ale nie pozwoliłam, abym zasnęła na stojąco. Więc wymknęłam się tak cicho, na palcach do swojego pokoju. Oglądałam się za siebie, czy przypadkiem Jared mnie nie śledzi. Na szczęście było pusto, słyszałam tylko czyjś głos w drugiej części domu. Nie rozumiałam nic ze słów, które wymawiał, gdyż był to bełkot, niezrozumiały potok słów dla mojego słuchu. 
  Przemknęłam niezauważona przed żywymi duszami zamieszkującymi posiadłość i wpadając do pokoju, zamykając je najciszej jak się da i szybko wykręcając klucz w zamku. Odsunęłam się  od nich.
   Stanęłam jak wryta.
   Za moimi plecami coś stało. 
   Ktoś włączył cichą piosenkę Marilyna Mansona, "Sweet Dreams", ale to nie byłam ja. 
   Serce waliło mi jak oszalałe. 
   - Nie zapaliła światła, nie zapaliła światła. Źle, bardzo źle - rechot, który najwyraźniej miał imitować coś w rodzaju śmiechu. - Tu jest tak ciemno. I strasznie, czyż nie? - spytał ochryple. 
   Kaszel.
   Kroki tuż za plecami. I tajemnicze dźwięki, które wywołały na moim ciele gęsią skórkę. 
   Zawiało w pokoju, znikąd. Wiatr pojawił się i zniknął. 
   Trzęsłam się bez opamiętania. 
    - Odezwij się, Księżniczko - szept roznoszący się po pomieszczeniu niczym echo. 
    Odbijał się i wracał. 
    - Jesteś taka mała i delikatna.
    Zaczęłam rozglądać się powoli w ciemności, ale nie odnalazłam nic. Mrok był nienaturalny jak na taką porę jaką mamy, powinno już świtać.
    Zaniepokoiłam się tym faktem.
    - Kim jesteś? - zapytałam przerażonym, piskliwym głosikiem. 
    Kręciłam się w kółko, jak chora szukając czegokolwiek. 
   Stojąc przodem do miejsca, gdzie powinno znajdować się łóżko cofałam się do tyłu, do drzwi. Nogi mi drgały, załamywały się pod moim ciężarem, miałam uczucie jakby zostały zrobione z waty. Chwiałam się na boki. Traciłam równowagę. 
   Jeden.
   Drugi.
   Trzeci.
   Stawiając czwarty krok, na moim karku pojawił się gorący, wilgotny oddech, a moją talię oplotły silne ramiona.
   Ostatnim co usłyszałam, usiłując wyrwać się z uścisku pełnego przemocy, siłując się, kopiąc, gryząc, drapiąc były trzy słowa, używane na Haloween, słowa, które zawsze pojawiały się w moich koszmarach:
    -  Cukierek albo psikus! 
    Oczy przysłoniła ciemność, a ja... nie wiem co się ze mną stało. 

***

    Słyszałam śpiew samotnego ptaka na podwórzu, który kazał, abym wstała i żyła. 
   Próbowałam odpędzić od siebie sen, więc gwałtownie krzyknęłam w głowie: ej ty tam, pobudka! Zazwyczaj tak usiłowałam samą siebie do wstania z łóżka. Ale ja nie leżałam na miękkim łóżku. Pod całym ciałem czułam zimną powierzchnię. Wyciągnęłam lodowatą rękę w dół w poszukiwaniu kołdry, ale nie odnalazłam wymarzonej okładziny. 
   Wściekła na to, iż nie miałam okazji wyspać się porządnie zerwałam się ze snu budząc się już tak, że kładąc się ponownie  nie potrafiłabym zasnąć. 
   Rozejrzałam się dookoła. Leżałam na podłodze, zimnej podłodze, a łóżko znajdowało się parę metrów ode mnie. 
   Spojrzałam pytająco na miejsce, gdzie powinnam spać i na swoje nogi, blade jak u trupa. 
   - Jak ja się tu do cholery znalazłam? - zadałam sobie pytanie.
   - To Księżniczka, nie pamięta?
   Cała zdrętwiałam. Pamiętam co zaszło w tym pokoju. Pamiętam ręce ściskające moją talię i złowieszczy chichot mrożący krew w żyłach. 
    Podciągnęłam nogi pod brodę spoglądając nieufnie na każde otaczający mnie ciemny kąt. Mógł być wszędzie. 
   - Nie martw się, dzień mnie odgania, światło mnie odgania, a więc w dzień masz spokój, chyba, że trafisz do ciemnego pomieszczenia, Księżniczko - powiedział śmiejąc się gardłowo. - Oj, Księżniczko do złego miasta wstąpiłaś... 
    - Kim jesteś?! - przerwałam mu wrzeszcząc. 
   Wstałam i krążąc po pokoju, szukałam czegoś czym miałabym szansę się obronić. Chwyciłam lampkę nocną i wraz z nią chodziłam w każdy kąt zaglądając w niego, czy nic tam się nie ukrywa. Ostatnim miejscem była ciemnica pod łóżkiem. 
    Uklękłam, a następnie położyłam  się na podłodze zaglądając ze strachem pod łóżko. To właśnie tam w prawie wszystkich horrorach kryły się koszmary, potwory, zjawy. 
    - Księżniczko za dużo horrorów się naoglądałaś! Myślisz, że jestem tak jak te wszystkie "potworki", nie równające się ze mną w żadnym stopniu z tych bzdur? Mała, to są brednie, oni kłamią w żywe oczy, a ci którzy mogli napotkać na swej drodze takiego typka jak ja, wiedzą prawdę, ale ją ukrywają albo trzymają szczelnie pod kluczem, ci którzy wyszli z takich spotkań cało, a jest ich dosłownie garstka, rozumiesz?
      - Kurwa, nie strasz mnie! - wyjąkałam z łzami napływającymi do moich oczu. - Gdzie jesteś, skurwielu? Skoro nie ujawniasz się to się boisz! Tchórz!
     Zebrałam całe siły i odwagę na te zdania, ale ciągle się bałam. Lęk narastał z powoli mijającymi sekundami, aż usłyszałam tylko:
     - Sayonara, Hime* - wyszeptał po japońsku. 
     Odkąd Amerykańskie zjawy mówią po japońsku? 

    *Żegnaj, Księżniczko


***

     Po tej całej konwersacji z tym czymś, czymkolwiek to było, ruszyłam do kuchni. Ale przed wejściem zastałam Shannona spoglądającego na coś (albo kogoś) szeroko rozszerzonymi oczami pełnymi niedowierzania. Słysząc moje kroki odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął wesoły.
     - No, no widzę, iż Jared dorwał niezłą partię - zaśmiał się pod nosem. 
     - Co? - zapytałam zadziwiona tym, iż Shann właśnie nazwał mnie "partią", co to to nie. - Nie jestem żadną p a r t i ą, a d o r w a n ą to już na pewno nie, mój Drogi Shannonie Leto - pokiwałam przecząco głową. - Nazywam się Aileen Wasielewska, twój brat nawet nie zna mojego nazwiska, więc... 
    Mężczyzna wykręcił głowę w stronę pomieszczenia, gdzie ówcześnie spoglądał. 
    - Twoje nazwisko u nas to Wesley, więc jesteś Wesley. Nie pytaj się skąd to wiem, bo wiem dobrze. Nie wiem co on - pokazał głową tam, gdzie patrzy. - ma zamiar z tobą począć, no ale... Jared to Jared, nawet ja go czasami nie rozumiem... 
     Westchnął i rozszerzył się w pogodnym uśmiechu.
     - Spójrz no na niego. Nie mam pojęcia co zrobił dziś w nocy... 
     Ruszył w głąb pomieszczenia, a ja zajrzałam do kuchni. Na gigantycznym mahoniowym stole leżał Jared ubrany tak jak wtedy, gdy go widziałam. Włosy zakrywały mu twarz. 
     Brat podszedł do niego i wyczuwając coś cofną się prawie natychmiast kwasząc się z obrzydzenia. 
     - On pił! A to skurwiel! - wrzasnął chłopak. 
    Rozejrzał się dookoła. Oboje w tej samej chwili zwróciliśmy oczy w miejsce, gdzie spoczywały dwie, opróżnione butelki. 
    Żwawym krokiem ruszyłam w ich stronę. Chwyciłam obie w dłonie i przyjrzałam się etykietom. 
    - Wypił whisky i białe wino - oznajmiłam rzucając spojrzenie w stronę starszego brata, który stał wpatrzony w Jaya. - on nie pił już dawno, prawda? 
   - Tak, ale nie powinno mu zaszkodzić. Nie chciałbym abyś widziała go w takim stanie. - zerknął na mnie lustrując dokładnie moją reakcję. 
   Stałam luźno, nie okazując jakichkolwiek emocji.
   Twarz rozświetlił mu promienny okaz radości. 
    - Weź co chciałabyś zjeść na śniadanie, tylko szybko. Jak zwleczę tego gnojka do łóżka, przyjdę do ciebie, dobrze? Tylko nie idź do pokoju muzycznego, w ogóle nigdzie się nie ruszaj, bo... - zaciął się.
    Kiwnęłam znacząco głową rozumiejąc o co mu chodzi. 
    - Dobrze, Shannonie. Rozumiem. 





Ja zawsze muszę wszystko zepsuć!
Przepraszam za ten rozdział, bo moje stwierdzenie dzisiejsze: Dobra zrobię z tego horror. Najgorsze co może być, ale muszę się przyzwyczaić, bo od lipca rusza blog pod tytułem "Dżem Truskawkowy" z opowiadaniami z gatunku horror i detektywistyczne. Do założenia tego bloga naparła mnie Michalina, która wraz ze mną będzie pisać. Oczywiście będzie to blog grupowy, miejsca starczy dla każdego kto zechce sprawdzić swoje siły w tych gatunkach.
Dobrze nie nudzę na temat innych blogów niż ten tutaj zwany FF.
Czyż ten rozdział nie jest trochę chory?
Jared pijący alkohol i ta głupia "zjawa", jeśli zjawą jest, bo jeszcze nie wiem co to, ale troszkę namiesza ta istota :)
A ja jak zawsze kurde no wrócę do mojego Ichigo, nie mogłam się bez niego obejść, Jezu no xD
A co do cytatu - wiem, że oryginał jest zespołu Eurythmics, ale stwierdziłam, iż najlepsza wersja jest M. Mansona, który jest równo pojebany, ale ma cudną piosenkę z niszczącym psychikę teledyskiem :D
P.S. Możliwe, iż jest to mój ostatni rozdział na następne dwa tygodnie, a jeszcze muszę ogarnąć trzy blogi, na każdym po jednym rozdziale, w piątek o godzinie 0.01 na Transformers: Wiek Zagłady, o trzeciej wrócę, a o 6 muszę wstać bo 8.30 zakończenie roku, następnie wybieramy się na miasto z koleżankami, o 16 jadę porobić mamie zdjęcia jak jeździ, w sobotę urodziny koleżanki i zakupy, w niedzielę punkt 7 wyjazd na obóz pod Warszawę, jeah! I do soboty następnego tygodnia mnie nie ma. To możliwe, iż coś napiszę w niedzielę, liczcie na mnie!
A ja taka smutna,  bo nie byłam w Rybniku :( Ci co byli - prośba skierowana w ich stronę - zdacie relacje? Będę wdzięczna :P
Sayonara!


Ja nadal tu jestem i Was obserwuję, więc nie martwcie się, bwahahahahahhahahhahaahahahahahahahahahah xD
Przepraszam za moje niegrzeczne zachowanie!
Chyba znów obejrzę Bleach i ponownie wezmę się za Pamiętniki Wampirów sezon 4 :D
       

środa, 18 czerwca 2014

04.Tell me would you kill to save for a life?

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału III? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!




Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane is chasing us all underground

_
"Hurricane"

 ~Aileen~

6 czerwca 2007, Los Angeles w stanie Kalifornia - 9 650 kilometrów od stolicy Polski

Drogi Pamiętniczku, dzisiejszy dzień był zagmatwany, mogłabym rzec brzydko - pojebany - i w pewnym stopniu - zajebisty. Sama już nie wiem czemu pierwszy raz od dwóch lat sięgnęłam po Ciebie. To może dlatego, że dla mnie wydarzyło się coś nader ekscytującego, o tak. Miałam okazję poznać Jared'a, tak tego Jared'a, o którym wspominałam Ci w tych ostatnich wpisach. No cóż co mogę Ci wyjawić? Chyba wszystko skoro należysz do mnie, co nie? A więc... śpiewałam razem z nim na tej wielkiej, majestatycznej scenie (w prawdziwym świecie pokazywałabym Ci rękoma monstrualne rozmiary estrady i wypowiadałabym te słowa z wielkim oczarowaniem, a także zaczęłabym wyolbrzymiać, ale tu nie chcę zaśmiecać tych czystych, pięknych kartek, które masz w posiadaniu) ale to był jeden, zwyczajny przypadek! Nie chciałam tego, lecz bez mojej wiedzy doszło do tego. Każda inna dziewczyna zemdlałaby ze szczęścia, ja korzystałam z okazji zaśpiewania "Attack", taaak, tego "Attack" na żywo, do mikrofonu, z Jared'em! 
Niestety nie poszło po mojej myśli.
Uciekłam. Nie miałam ochoty słuchać jego pochwał. Po prostu dałam nogi. I spotkałam coś co nie da mi spać tej nocy.
Laleczka wudu w dalszym ciągu pojawia mi się przed oczami. Kiwa się z  lewej na prawą. Nie wiem co o tym mam myśleć, czy to był tylko i wyłącznie wytwór mojej bujnej wyobraźni? 
Nie chcę o tym pisać. Założyłam Ciebie do pisania bardziej przyjemnych rzeczy.
A więc spotkałam Jared'a. Byłam zszokowana, że w ogóle mnie znalazł, ale nie to mnie najbardziej zaskoczyło. To propozycja Leto była najbardziej dziwna i absurdalna. Proponować takie rzeczy? Pomyślałam sobie, że chyba coś równo go pojebało, ale zgodziłam się, choć trochę się pokłóciliśmy.
A pod jego posesją nastąpiła kolejna chwila napięcia, lecz wyszliśmy z niej bez szwanku.
Opiszę Ci, choć tą małą część co zobaczyły moje oczy w ich domostwie. 
  Dom, w którym mieszkali bracia Leto nie równał się z żadnym innym, który miałam okazję wcześniej ujrzeć. Każdy najmniejszy szczegół został wybrany z precyzją idealnie do tych ogromnych pomieszczeń sprawiając, że stojąc na ich środku nie czujesz się taki malutki jak w niektórych gigantycznych pomieszczeniach. Wszystko umieszczone w tym domu wyglądało na bardzo drogie. Bardzo - to mało powiedziane, mogę stwierdzić, iż nawet ta kanapa monstrualnych rozmiarów, umieszczona w salonie kosztowała Shannon'a i Jared'a fortunę. Jej cenę, na oko mogłabym oszacować na może czterdzieści do osiemdziesięciu tysięcy, choć możliwe, iż jeszcze więcej, nie orientuję się w cenach mebli. Po samym spojrzeniu na dom, można uznać, iż jest to piękny, nowoczesny budynek - i taki był. W nocy nie miałam okazji zobaczyć jak dokładnie przedstawia się posiadłość braci, a także nie zwiedziłam większości pomieszczeń, prawie od razu "Pan Domu" zaprowadził mnie do pokoju gościnnego.
   Posiadłość - jak opowiadał Jared - znajduje się na klifie, idąc na tyły domu, wychodząc przez wielkie, szklane drzwi można ujrzeć rozpościerający się, bezkres oceanu Pacyficznego. To jak opisywał Jay tą panoramę oznaczało, iż wiąże z tym domem najważniejsze wspomnienia. Może nie były to takie jak ciąg zdarzeń z dzieciństwa i czasu dorastania, ale czuł do tej posiadłości uczucie, jeśli takowym można je nazwać. W końcu n o r m a l n i, chociaż normalny człowiek okazuje je do takich rzeczy, to tylko niecywilizowani ludzie, odrzucający nowoczesne technologie, nie darzą ich uczuciem, są tacy jak natura nakazała. Przedstawiciele rasy ludzkiej, nie powinni dzierżyć czegoś takiego jak uczucie do istoty materialnej, przecież to i tak w niedalekiej albo dalekiej przyszłości dojdzie do swego unicestwienia. 
   Tak, wiem, że jestem osobą poruszającą tematy takie jak "normalność", która w dzisiejszych czasach nie ma prawa egzystować. Słowo "normalność" jest nadużywane przez miliony ludzi. Nikt nie jest n o r m a l n y, daleko nam do tego stanu. Co drugi człowiek stwierdza, iż jest takim "normalnym" i specjalnie stosuję tutaj te cudzysłowia, są bardzo przydatne w owym zdaniu, mogą ukazać, choć trochę moich uczuć powiązanych z tym wymyślnym słowem. 
Czy ktokolwiek z nas należy do "Klasy Społeczności Normalnej", w skrócie KSN?
Nie.
Nikt.
Nie istnieją takie osoby.
Bo nie potrafimy tacy być.
Dobranoc Pamiętniczku, może w najbliższym czasie jeszcze coś napiszę, ponieważ przeczuwam, iż wydarzy się, aż za dużo! 
Życz mi powodzenia!

***

  Zatrzasnęłam okładkę pamiętnika i schowałam go do plecaka znajdującego się na cudownej, ozdobnej podłodze, którą był wyłożony mój tymczasowy pokój. Dostałam w posiadanie własną łazienkę, a także, jak to oznajmił Jared - każdą rzecz umieszczoną tutaj. 
  W rogu pokoju usadowiona stała mała lodówka z zimnymi napojami, a obok szafeczka z przekąskami. Leto na dobranoc rzekł coś takiego: Czuj się jak u siebie w domu, nie krępuj się użyć czegokolwiek i nie będę zły jak coś przestawisz, dawno nikt tu nie spał... i odszedł zamykając tak cicho drzwi, aby nie zbudzić brata. Miał wtedy minę mówiącą, że ma ochotę walnąć się na łóżko i zapadnąć w głęboki sen. 
   Ja byłam równie zmęczona jak mężczyzna, ale musiałam zapisać wszystko z tego dnia, bo jutro uciekłby jakiś równie ważny, ale mały szczegół. 
   Ziewając, przeciągałam się jak kotka i wstałam w tak powolnym tempie z łóżka, że aż stwierdziłam, iż czas spowolnił się, ale to moje ruchy były tak wolne. Rzuciłam spojrzenie za okno widząc rozciągający się widok oceanu, który wydawał się czarny w mroku. 
   Uśmiechnęłam się leniwie i z żalem ruszyłam ociągając się do łazienki. 
   Łazienka została wyposażona w wannę z hydromasażem, prysznic i resztę potrzebnych temu pomieszczeniu przedmiotów oraz różnego rodzaju ozdobników, nad wanną przybito nawet półkę, na której stała orchidea. Podeszłam do niej i przez mój wzrost musiałam stanąć na palcach. Opuszkami palców chwyciłam donicę i przestawiłam ją w ten sposób, aby stała na porcelanowej umywalce. Nie wiem sama czemu ją przestawiłam, ale działałam instynktownie. No może wiem, dlaczego - bardziej pasowała do tego miejsca, gdzie go umieściłam niż wcześniejszego.
  Zastanawiałam się chwilę nad sposobem mycia, ale rozważając to odrzuciłam wannę i zdecydowałam się na zimny prysznic, który miał na celu oczyszczenie mnie z nerwów wywołanych przez tą cholerną lalkę.    
  Rozebrałam się i nago wkroczyłam pod wodę. 
  Z prysznica trysnęła zimna woda sprawiająca, iż przeszły mnie dreszcze, lecz po paru sekundach przyzwyczaiłam się do tejże temperatury i zaczęłam zmywać z ciebie szybko chwyciłam żel. Rozsmarowałam go po całym ciele, a płyn zmywał pachnącą jaśminem substancję. Nakierowałam prysznic na włosy, które wcale nie były przetłuszczone, ale i tak stwierdziłam, iż myjąc je dziś oszczędzę sobie czasu nad ranem. Nalałam na głowę szampon i płynnymi ruchami wmasowywałam go, aż do czasu, gdy powstała piana. 
   Odchyliłam się do przodu, a woda spływała po moich włosach zlepiając je ze sobą i otaczała ciało "tarczą" pokrywając każdy milimetr. Skapywała na podłoże i wpływała do otworu, w którym znikała. Zakręciłam kurek i wykrzywiłam usta w półuśmiechu zadowolona z szybkiego prysznica, a także orzeźwiającego moje emocje skumulowane w jednym miejscu, w ciągu dnia ścisnęły się tam i nie miały prawa się wydostać, ale w końcu uwolnił się i pozwoliły odsapnąć od stresu.
   Westchnęłam wciągając mocno powietrze w płuca i wypuszczając je. 
   Odsunęłam drzwi kabiny i trzęsąc się z zimna, podeszłam opatulona ramionami do ręczników, które wisiały przy wannie. 
   Chwyciłam najpierw mały w kolorze wrzosu, do włosów i otuliłam je zwartym turbanem, a potem szybko wzięłam duży. Owinęłam się nim od piersi do kolan i czując, choć małe ciepło przestałam drżeć. 
   Zmusiłam nogi do skierowania się w stronę umywalki nad, którą wisiało duże lustro. 
   Uśmiechnęłam się do swego odbicia i postępowałam z przybliżeniem do szybkości światła. Umyłam zęby, rozczesałam oraz wysuszyłam włosy znalezioną w szafce suszarką i wykonałam nocny zabieg kosmetyczny dla twarzy.
    Potem wkroczyłam do sypialni, jeśli takową można ją określić, ponieważ [teraz] zauważyłam, iż wyglądem przypomina apartament, w którym wszystko masz w jednym. 
    Przytrzymując ręcznik tak, aby nie zsuną się, rozsunęłam suwak plecaka i wyciągnęłam piżamę składającą się z koszuli ze Snoopy'm oraz krótkich, materiałowych spodenek z tej samej serii, oba w kolorach tęczy. 
    Zrzuciłam z siebie okrycie i pospiesznie założyłam strój. Na ramionach wyczułam znajome uczucie łaskotania, to wrażenie towarzyszyło od zawsze tej koszulce, nawet wtedy, gdy żył jeszcze brat i mama, i właśnie dzięki niej miałam okazję odczuć ich obecność. 
    Mocno przytuliłam sama siebie, by jeszcze bardziej móc doznać tych emocji, jakie towarzyszyły mi przy spędzaniu czasu z bliskimi. Ale zamiast krótkiego śmiechu, czy zwyczajnego uśmieszku zazwyczaj okazywanego przy wspólnym śniadaniu - na policzki spłynęły mi łzy. Płynęły okrężnie drążąc własne "ścieżki", którymi każda jej następczyni podążała tak samo i spływały w kąciki moich ust. Zacisnęłam mocno powieki i rozpłakałam się na dobre. 
    W moim sercu pojawiła się iskierka "złej energii", dziwnie to brzmi jak w taki sposób to nazywam, ale inaczej nie potrafię tego określić. Rozsadzała powoli każdą komórkę mojego ciała, ściskała gardło i żołądek, a moje oczy samowolnie, bez mojej wiedzy wywołują syndrom smutku. 
    Brutalnie wytarłam słoną ciecz i rzuciłam się na podwójne łóżko waląc pięściami po obu stronach głowy. Ta iskierka wyrażała wściekłość oraz coś jeszcze gorszego zwanego agresją. Agresję zazwyczaj wyładowywałam na worku treningowym syna rodziny zastępczej. To on zapoznał mnie nieco z boksem pokazując podstawowe ciosy i kopniaki, i to właśnie za jego sprawą dowiedziałam się, iż mam za dużo energii, której nie spalam podczas codziennego egzystowania. 
    Kiedy taka się stałam? 
Trudno to określić. Niby w czasie, gdy mama i brat żyli byłam spokojnym dzieckiem, po śmierci matki "zepsułam się" niczym badziewna zabawka z supermarketu, rozpadłam się na kawałeczki, a w każdej umieszczona byłam inna "ja". Podejrzewam, gdzie mogło to nastać. Możliwe, iż pod wpływem ojca, aż t a k się zmieniłam, a zatłuczenie mojego brata - zabiło moją duszę. 
Ta osoba, która tu stoi i żyje, odczuwa jest czystym kłamstwem, pięknym kłamstwem. "A Beautiful Lie" - piękne kłamstwo, ja takim jestem, ale czy pięknym? Nie jestem p i ę k n y m  k ł a m s t w e m, ani b r z y d k ą  p r a w d ą. Jestem b r z y d k i m  k ł a m s t w e m. Najbrzydszym, najobrzydliwszym, najgorszym, siedemnastoletnim kłamstwem.
I nie mam prawa żyć.
    Podniosłam głowę z poduszki i oparłam ciało na łokciach, za których sprawą umieszczony materac pod nimi był wgnieciony. Oparłam podbródek na dłoni i wpatrzyłam się w czekoladową ścianę. 
    Zwróciłam oczy na drzwi i chwilę pogłówkowałam. 
    Nad czym?
    Nad tym, gdzie może być siłownia.
    Trzeba wyrzucić z siebie tą niepotrzebną energię psującą moje samopoczucie. 
    Nie miałam serdecznie ochoty na rozżalanie się nad samą sobą i płakanie w poduszkę - i to poduszkę braci Leto. To byłby już szczyt wszystkiego. Jak miałabym zezwolić by łzy należące do mnie wsiąkły w ten aksamitny i cholernie miękki materiał. To jest tak miękkie, że kładąc głowę na niej oczy same się zamykały. A to nie jest fajne. 
    Otrząsnęłam się i wyrwałam z głupich rozmyślań o bezwartościowej w życiu człowieka poduszce. Pani Poduszka zmusza do myślenia o niej samej. Chore. Bardzo chore i wkurzające. 
    Ale teraz była ważna moja energia. Dlatego też moje ruchy stały się potwornie szybkie, ponieważ bardzo chciałam coś z t y m zrobić.
    Ześliznęłam się z łóżka, siadając na podłodze i wspierając się plecami o nie, dokładnie przekalkulowałam to co moje oczy zobaczyły na tej posiadłości, ale nie pamiętałam nic takiego jak siłownia. Jared też nie wspomniał ani słowa o tejże miejscu, ale zapewne jak każdy celebryta posiada owy pokój. 
    Podniosłam znacząco brwi i przy pomocy dłoni powstałam. Znieruchomiałam i wsłuchałam się dokładnie w wszelkie dźwięki mające swój punkt kuluminacyjny na tej posiadłości, ale niestety moje uszy nie miały jakiekolwiek szansy usłyszeć czegoś co mogłoby dać znak, że któryś z braci nie śpi. 
    Czyżby droga była wolna?
    Mam taką nadzieję. 
    Ruszyłam w stronę drzwi, sięgnęłam do klamki i jak najdelikatniej nacisnęłam ją. "Wrota" lekko skrzypnęły, ale nie był to odgłos, który miałby choćby cień szansy na zbudzenie człowieka. Pewna siebie postawiłam nogę za rogiem wkraczając w mrok. 
    Rozejrzałam się na boki.
    Nic. 
    Wyszłam na zewnątrz, zamknęłam drzwi i prędkim krokiem ruszyłam przed siebie. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy.


***

~Jared~


    Tej nocy nie potrafiłem zasnąć. Snułem się w mroku szukając potulnego miejsca na odpoczynek, ale nawet kładąc się na ulubionej kanapie nie miałem mocy do zapadnięcia w Objęcia Morfeusza. Sen nie przychodził, co mnie nader dziwiło. 
   Krążąc cicho po parterze nogi zaniosły mnie do pokoju muzycznego, gdzie chwyciłem swoją ulubioną, ciemną gitarę. Usiadłem wygodnie na taborecie i pochylając głowę w dół zacząłem brzdąkać "A Modern Myth", która pierwsza przyszła mi do głowy. Tak na prawdę potrafiłem grać bez patrzenia, lecz moje oczy pragnęły spoglądać na palce, które spokojnie szarpały struny wydobywając z nich piękny dźwięk. 
   Nuciłem pod nosem tekst, ale nie wyśpiewywałem go. Moje struny głosowe chciały odsapnąć od ciągłego wysiłku przy śpiewaniu. 
   Raptem usłyszałem jakiś dźwięk na holu. Przestałem grać.
   Możliwe, iż Aileen stwierdziła, że chce zwiedzić nocą posesję lub nie mogła zasnąć w nowym miejscu. Zazwyczaj ludzie tak mają, a nawet wtedy, gdy są senni. A jeśli to nie była ona? 
    Nie, to na pewno dziewczyna, gdyby ktoś się włamał zawyłby alarm, a policja automatycznie zostałaby wezwana. 
    A więc to albo ona albo Shannon, choć to drugie było mało prawdopodobne, dlatego, że mój brat po każdym koncercie zapadał w głęboki, błogi sen, a rano budzi się wesoły. Czasami krążą mi po głowie myśli typu: o czym on śni skoro, aż tak kipi radością? Zazwyczaj na śniadaniu bywał także nasz członek zespołu, gitarzysta i najlepszy przyjaciel, któremu zawdzięczamy wiele z bratem - Tomo. Tom jest człowiekiem o przyjaznym usposobieniu, a także potrafi wyciągnąć nas z największego kłopotu. Gra z nami od dwutysięcznego trzeciego roku. Już na samym początku zaczął ingerować w nasze prywatne życie, ale nie wtrącał się niepotrzebnie. Nie było nam dane wiele czasu, aby przejść na stosunki przyjacielskie. Po dwóch miesiącach współpracy zostaliśmy przyjaciółmi. Dla niektórych ludzi przyjaźń jest ot tak, na pstryknięcie palcem. Jesteś sławny - masz setki przyjaciół. To nie prawda. Posiadam (choć te słowo jest nieodpowiednie, prędzej można by powiedzieć: mam) tylko dwoje przyjaciół - Shannon'a i Tomo. I to mi wystarczy. 
   Instrument odłożyłem na bok
   Podniosłem się z siedziska i ruszyłem w stronę otworzonych na oścież drzwi. 
   Wychyliłem głowę na przedpokój, który był bardzo szeroki, a chodząc po korytarzach osoba nieznająca posiadłości mogła się zgubić w tym labiryncie. Światło wydobywające się z pomieszczenia rozpraszało mrok panujący wokół. 
    Do moich uszu doszedł dźwięk potykania się w niedalekiej odległości. 
    Przeszedłem na przeciwległą ścianę i oparłem się o nią uśmiechając się od ucha do ucha, gdy na horyzoncie, w świetle lampy pojawiła się czekoladowowłosa z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Usta wygięły jej się w "O", a oczy prawie wypadały z orbity.
    Przesunąłem wzrokiem od góry do dołu, a ona widząc ten ruch zakryła swoje atuty rękoma. 
    Zaśmiałem się cicho i spuściłem spojrzenie na swoje nogi, aby nie krępowała się. 
    Była ubrana w piżamę, która nie miała szans podkreślić jej talii, ale i tak wyglądała uroczo. Tęczowe spodenki nie zakrywały nic prócz miejsca intymnego i kawałka nóg. Koszulka wykonana z tego samego tworzywa tylko na środku widniał chyba Snoopy podlewający kwiaty. 
    - Nie mogłaś spać? - spytałem podnosząc wzrok, który miał okazać zawstydzenie, ale był udawany.
   Dziewczyna prychnęła, machnęła lekceważąco ręką i wlepiła swe spojrzenie oczy wprost w moją twarz. 
   - Można tak powiedzieć, ale to nie z tego powodu wyszłam z pokoju... ja... - zawstydziła się i zaczęła nerwowo wyginać palce w każdą możliwą stronę. - poszukuję czegoś w rodzaju siłowni... 
   Podniosłem brwi ku górze zdziwiony jej poszukiwaniami. 
   - "Coś w rodzaju siłowni" - znajduje się na tym piętrze, następne drzwi po tych - wskazałem ręką w przeciwną stronę niż ta, z której przyszła Aileen. 
   Dziewczyna kiwnęła głową wciąż ze smutną miną. Chciała już iść, gdy zatrzymałem ją własnym ciałem. Wpadła w mój tors wbijając się w niego twarzą. 
   Zszokowana odepchnęła mnie na parę centymetrów, ale uspokoiła się i podniosła swoje oczy na mnie. Widziałem w nich lęk. Czy ona się mnie bała?
   Ukryłem moją reakcję na jej uczucie i pocieszająco wyszczerzyłem się w uśmiechu. 
   - Aby dostać wstęp do siłowni, ja Jared Leto proszę o uśmiech na twojej twarzy. Jeśli nie - nie dostaniesz się tam - zagroziłem. 
   Aile założyła ręce na boki. 
   - To brzmi jak szantaż - rzekła. 
   - Może nim jest, hmm? - wyszeptałem przysuwając się do niej. 
   - Jeżeli sobie tego życzysz to proszę o jedno - odsuń się! - pisnęła odskakując do tyłu. - zostaw mnie w spokoju! Nie mam humoru na jakieś gierki, dziwię się samej sobie, że w ogóle zgodziłam się na tą propozycję! Coś chyba wtedy we mnie wstąpiło, bo to wcale nie było do mnie podobne... - ostatnie zdanie wypowiedziała pełnym bólu szeptem. 
   Skuliła się pod ścianą, kucając. 
   - Aileen? 
   - Proszę, nie pytaj... - szepnęła ledwie słyszalnie. - idź sobie, wiem, że to twój dom, ale... proszę cię tylko o to, o nic więcej... tylko dzisiaj i zapomnij o tym, że w ogóle mnie widziałeś... mnie tu nie było, ok? Zapomnijmy o tym, chcę nie pamiętać o chwilach słabości...



Pff - no i napisałam! Było ciężko, bo chciałam jakoś to rozkręcić, a wyszło tu takie "bagno", nie umiem pisać! Nudne? Pewnie tak. Bo jak inaczej? 
Ten rozdział jest bez sensu, obiecuję, że w następnym będzie l e p i e j, choć w moim języku znaczy to gorzej xD
Dobra nie zanudzam :)
P.S. Stwierdziłam, iż cytaty i gify nie będą tylko 30STM, pierwszy gif z pięknego utworu Ed'a Sheeren'a - "Give me love" <3