wtorek, 24 czerwca 2014

05. Sweet dreams are made of this.

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału IV? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


Sweet dreams are made of this. 
Who am I to disagree? 

Travel the world and the seven seas. 

Everybody's looking for something. 

-

Marilyn Manson, "Sweet Dreams"

~Jared~

  Zawróciłem się do pokoju muzycznego z rozkwaszoną, nader zdziwioną miną, gdy Aileen zamknęła drzwi siłowni, obdarowując mnie spojrzeniem "Daj mi spokój albo dostaniesz po tym brzydkim pysku!". Może trochę przesadziłem, bo mój "pysk" nie jest "pyskiem", lecz nadzwyczajnie piękną twarzą i to świadczy o tym, że nie wyglądam wcale jak brzydal. 
   Odruchowo zwróciłem oczy na lustra, które pokrywały każdą ścianę pomieszczenia. Obdarowałem uśmiechem swoje odbicie. 
   Byłem piękny, przystojny. 
   Bóg w postaci człowieka. 
   Więcej chcieć nie trzeba. 
   Pomalowane na czarno, błyszczące aksamitne włosy z końcówkami w kolorze krwi i oczy błękitne, głębokie uważane przez rasę ludzką za zapierające dech w piersiach. Ponoć moje spojrzenie jest warte miliony, ostatnio usłyszałem taką opinię. 
   I moje ciało, każdy milimetr pożądany przez miliony. Wszystkie dziewczyny i czasami mężczyźni wrzeszczący wyznania miłosne i propozycje seksualne. Uważali mnie za faceta idealnego.
   Wzdrgnąłem się słysząc swą idiotyczną myśl i coś mnie naszło, coś co w następnej części tej męczącej nocy nie dawało mi zasnąć i dręczyło mnie niemiłosiernie. 
   Nie jestem idealny. Jestem najgorszym egzemplarzem mężczyzny, który nie potrafi nikogo zatrzymać przy sobie na długo. Wszystkie odchodzą poznając prawdziwą stronę mnie, nie tego na scenie Jared'a, który jest niesamowity, widzą idiotę będącego tak głupim i rozpustnym. Jestem beznadziejny.  I mogę powiedzieć, że sława strzeliła mi do głowy. Zmieniła bezpowrotnie.
   - Jestem podłym skurwielem. I nic tego nie zmieni - wyszeptałem pocierając skronie.
   Przysunąłem stołek do lustra, siadając tak, aby się o nie oprzeć i nie spoglądać w tą ohydną twarz, zamknąłem oczy. Chwyciłem głowę po obu stronach i kiwając się w przód, i w tył dalej rozmyślałem nad swoją głupotą, zaiste głupota na poziomie godnym mnie.  
   A może to właśnie dlatego, że zachowuję się tak wywyższająco wobec niej? Chcę wzbudzić w niej respekt, a ona odruchowo ucieka. Wyobraź sobie, Jared, jak ty czułbyś się w takiej sytuacji, poznając swojego idola, którego darzysz wielkim uczuciem? Uciekałbyś poznając go, bałbyś się opinii jaką ma o tobie, a najgorsza jest myśl o spędzaniu z nim czasu. Bo możesz przestać go kochać albo zakochać się bez opamiętania. Daj jej spokój.
    Spuściłem głowę i wciągnąłem powietrze zaczynając oddychać potwornie szybko.
    Jeżeli pragnę zdobyć przyjaciółkę, której nigdy nie miałem muszę być jak każdy nieróżniący się od innych, człowiek? Prawda? 
   A więc by otrzymać zaufanie tej nastolatki, muszę przestać być t a k i m Jaredem jakiego udaję. Trzeba zdjąć maskę i stać się Leto ze starych lat, gdy nie byłem jeszcze sławny. 
   Rozszerzyłem powieki, zakrywając dłońmi sobie widok mnie dłońmi. 
   Tracąc równowagę upadłem na podłogę, ale szybko usiadłem prostując nogi przed sobą. 
   Patrzyłem w swoje odbicie, przeklinając siebie w duchu. Pokazałem środkowy palec "jemu" i postanowiłem coś czego nigdy nie postanowiłbym.
   Miałem zamiar złamać swoje przyrzeczenie. Ale tak bardzo chciałem ochłonąć. 
   - Muszę się czegoś napić - rzekłem zdruzgotany sam do siebie. - od jutra będę zwykły, jak gówniana lalka, będę, kurwa, normalny! Rozumiesz to, świecie? Jared się zmieni, dla jednej dziewczyny! 
   Co się ze mną dzieje? Jay, co się dzieje? 
   Znać kogoś parę godzin, a lubić ją tak bardzo, że mógłbyś wywrócić świat do góry nogami, dla niej. Facet, czyżbyś usiłował znaleźć to czego szukałeś latami? I nigdy twa podróż nie była sukcesem. Zawsze przegrywałeś, płoszyłeś dziewczyny. 
   A teraz czas odmienić bieg tej niskobudżetowej historii, w roli głównej - Jared Leto. 
  Podniosłem się, ruszając w stronę wyjścia.
  - Whisky będzie odpowiednie? - zadałem pytanie retoryczne. Moje brwi uniosły się do góry. - Mam nadzieję, że nie stracę głowy. 
   Na twarzy pojawił mi się uśmiech, który mówił sam za siebie. 


***

~Aileen~

   Po paru męczących ciosach w worek treningowych, zlałam się potem, a ciało paliło się od środka. Sen nasuwał mi się na powieki zmuszając do zalania się marzeniami, ale nie pozwoliłam, abym zasnęła na stojąco. Więc wymknęłam się tak cicho, na palcach do swojego pokoju. Oglądałam się za siebie, czy przypadkiem Jared mnie nie śledzi. Na szczęście było pusto, słyszałam tylko czyjś głos w drugiej części domu. Nie rozumiałam nic ze słów, które wymawiał, gdyż był to bełkot, niezrozumiały potok słów dla mojego słuchu. 
  Przemknęłam niezauważona przed żywymi duszami zamieszkującymi posiadłość i wpadając do pokoju, zamykając je najciszej jak się da i szybko wykręcając klucz w zamku. Odsunęłam się  od nich.
   Stanęłam jak wryta.
   Za moimi plecami coś stało. 
   Ktoś włączył cichą piosenkę Marilyna Mansona, "Sweet Dreams", ale to nie byłam ja. 
   Serce waliło mi jak oszalałe. 
   - Nie zapaliła światła, nie zapaliła światła. Źle, bardzo źle - rechot, który najwyraźniej miał imitować coś w rodzaju śmiechu. - Tu jest tak ciemno. I strasznie, czyż nie? - spytał ochryple. 
   Kaszel.
   Kroki tuż za plecami. I tajemnicze dźwięki, które wywołały na moim ciele gęsią skórkę. 
   Zawiało w pokoju, znikąd. Wiatr pojawił się i zniknął. 
   Trzęsłam się bez opamiętania. 
    - Odezwij się, Księżniczko - szept roznoszący się po pomieszczeniu niczym echo. 
    Odbijał się i wracał. 
    - Jesteś taka mała i delikatna.
    Zaczęłam rozglądać się powoli w ciemności, ale nie odnalazłam nic. Mrok był nienaturalny jak na taką porę jaką mamy, powinno już świtać.
    Zaniepokoiłam się tym faktem.
    - Kim jesteś? - zapytałam przerażonym, piskliwym głosikiem. 
    Kręciłam się w kółko, jak chora szukając czegokolwiek. 
   Stojąc przodem do miejsca, gdzie powinno znajdować się łóżko cofałam się do tyłu, do drzwi. Nogi mi drgały, załamywały się pod moim ciężarem, miałam uczucie jakby zostały zrobione z waty. Chwiałam się na boki. Traciłam równowagę. 
   Jeden.
   Drugi.
   Trzeci.
   Stawiając czwarty krok, na moim karku pojawił się gorący, wilgotny oddech, a moją talię oplotły silne ramiona.
   Ostatnim co usłyszałam, usiłując wyrwać się z uścisku pełnego przemocy, siłując się, kopiąc, gryząc, drapiąc były trzy słowa, używane na Haloween, słowa, które zawsze pojawiały się w moich koszmarach:
    -  Cukierek albo psikus! 
    Oczy przysłoniła ciemność, a ja... nie wiem co się ze mną stało. 

***

    Słyszałam śpiew samotnego ptaka na podwórzu, który kazał, abym wstała i żyła. 
   Próbowałam odpędzić od siebie sen, więc gwałtownie krzyknęłam w głowie: ej ty tam, pobudka! Zazwyczaj tak usiłowałam samą siebie do wstania z łóżka. Ale ja nie leżałam na miękkim łóżku. Pod całym ciałem czułam zimną powierzchnię. Wyciągnęłam lodowatą rękę w dół w poszukiwaniu kołdry, ale nie odnalazłam wymarzonej okładziny. 
   Wściekła na to, iż nie miałam okazji wyspać się porządnie zerwałam się ze snu budząc się już tak, że kładąc się ponownie  nie potrafiłabym zasnąć. 
   Rozejrzałam się dookoła. Leżałam na podłodze, zimnej podłodze, a łóżko znajdowało się parę metrów ode mnie. 
   Spojrzałam pytająco na miejsce, gdzie powinnam spać i na swoje nogi, blade jak u trupa. 
   - Jak ja się tu do cholery znalazłam? - zadałam sobie pytanie.
   - To Księżniczka, nie pamięta?
   Cała zdrętwiałam. Pamiętam co zaszło w tym pokoju. Pamiętam ręce ściskające moją talię i złowieszczy chichot mrożący krew w żyłach. 
    Podciągnęłam nogi pod brodę spoglądając nieufnie na każde otaczający mnie ciemny kąt. Mógł być wszędzie. 
   - Nie martw się, dzień mnie odgania, światło mnie odgania, a więc w dzień masz spokój, chyba, że trafisz do ciemnego pomieszczenia, Księżniczko - powiedział śmiejąc się gardłowo. - Oj, Księżniczko do złego miasta wstąpiłaś... 
    - Kim jesteś?! - przerwałam mu wrzeszcząc. 
   Wstałam i krążąc po pokoju, szukałam czegoś czym miałabym szansę się obronić. Chwyciłam lampkę nocną i wraz z nią chodziłam w każdy kąt zaglądając w niego, czy nic tam się nie ukrywa. Ostatnim miejscem była ciemnica pod łóżkiem. 
    Uklękłam, a następnie położyłam  się na podłodze zaglądając ze strachem pod łóżko. To właśnie tam w prawie wszystkich horrorach kryły się koszmary, potwory, zjawy. 
    - Księżniczko za dużo horrorów się naoglądałaś! Myślisz, że jestem tak jak te wszystkie "potworki", nie równające się ze mną w żadnym stopniu z tych bzdur? Mała, to są brednie, oni kłamią w żywe oczy, a ci którzy mogli napotkać na swej drodze takiego typka jak ja, wiedzą prawdę, ale ją ukrywają albo trzymają szczelnie pod kluczem, ci którzy wyszli z takich spotkań cało, a jest ich dosłownie garstka, rozumiesz?
      - Kurwa, nie strasz mnie! - wyjąkałam z łzami napływającymi do moich oczu. - Gdzie jesteś, skurwielu? Skoro nie ujawniasz się to się boisz! Tchórz!
     Zebrałam całe siły i odwagę na te zdania, ale ciągle się bałam. Lęk narastał z powoli mijającymi sekundami, aż usłyszałam tylko:
     - Sayonara, Hime* - wyszeptał po japońsku. 
     Odkąd Amerykańskie zjawy mówią po japońsku? 

    *Żegnaj, Księżniczko


***

     Po tej całej konwersacji z tym czymś, czymkolwiek to było, ruszyłam do kuchni. Ale przed wejściem zastałam Shannona spoglądającego na coś (albo kogoś) szeroko rozszerzonymi oczami pełnymi niedowierzania. Słysząc moje kroki odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął wesoły.
     - No, no widzę, iż Jared dorwał niezłą partię - zaśmiał się pod nosem. 
     - Co? - zapytałam zadziwiona tym, iż Shann właśnie nazwał mnie "partią", co to to nie. - Nie jestem żadną p a r t i ą, a d o r w a n ą to już na pewno nie, mój Drogi Shannonie Leto - pokiwałam przecząco głową. - Nazywam się Aileen Wasielewska, twój brat nawet nie zna mojego nazwiska, więc... 
    Mężczyzna wykręcił głowę w stronę pomieszczenia, gdzie ówcześnie spoglądał. 
    - Twoje nazwisko u nas to Wesley, więc jesteś Wesley. Nie pytaj się skąd to wiem, bo wiem dobrze. Nie wiem co on - pokazał głową tam, gdzie patrzy. - ma zamiar z tobą począć, no ale... Jared to Jared, nawet ja go czasami nie rozumiem... 
     Westchnął i rozszerzył się w pogodnym uśmiechu.
     - Spójrz no na niego. Nie mam pojęcia co zrobił dziś w nocy... 
     Ruszył w głąb pomieszczenia, a ja zajrzałam do kuchni. Na gigantycznym mahoniowym stole leżał Jared ubrany tak jak wtedy, gdy go widziałam. Włosy zakrywały mu twarz. 
     Brat podszedł do niego i wyczuwając coś cofną się prawie natychmiast kwasząc się z obrzydzenia. 
     - On pił! A to skurwiel! - wrzasnął chłopak. 
    Rozejrzał się dookoła. Oboje w tej samej chwili zwróciliśmy oczy w miejsce, gdzie spoczywały dwie, opróżnione butelki. 
    Żwawym krokiem ruszyłam w ich stronę. Chwyciłam obie w dłonie i przyjrzałam się etykietom. 
    - Wypił whisky i białe wino - oznajmiłam rzucając spojrzenie w stronę starszego brata, który stał wpatrzony w Jaya. - on nie pił już dawno, prawda? 
   - Tak, ale nie powinno mu zaszkodzić. Nie chciałbym abyś widziała go w takim stanie. - zerknął na mnie lustrując dokładnie moją reakcję. 
   Stałam luźno, nie okazując jakichkolwiek emocji.
   Twarz rozświetlił mu promienny okaz radości. 
    - Weź co chciałabyś zjeść na śniadanie, tylko szybko. Jak zwleczę tego gnojka do łóżka, przyjdę do ciebie, dobrze? Tylko nie idź do pokoju muzycznego, w ogóle nigdzie się nie ruszaj, bo... - zaciął się.
    Kiwnęłam znacząco głową rozumiejąc o co mu chodzi. 
    - Dobrze, Shannonie. Rozumiem. 





Ja zawsze muszę wszystko zepsuć!
Przepraszam za ten rozdział, bo moje stwierdzenie dzisiejsze: Dobra zrobię z tego horror. Najgorsze co może być, ale muszę się przyzwyczaić, bo od lipca rusza blog pod tytułem "Dżem Truskawkowy" z opowiadaniami z gatunku horror i detektywistyczne. Do założenia tego bloga naparła mnie Michalina, która wraz ze mną będzie pisać. Oczywiście będzie to blog grupowy, miejsca starczy dla każdego kto zechce sprawdzić swoje siły w tych gatunkach.
Dobrze nie nudzę na temat innych blogów niż ten tutaj zwany FF.
Czyż ten rozdział nie jest trochę chory?
Jared pijący alkohol i ta głupia "zjawa", jeśli zjawą jest, bo jeszcze nie wiem co to, ale troszkę namiesza ta istota :)
A ja jak zawsze kurde no wrócę do mojego Ichigo, nie mogłam się bez niego obejść, Jezu no xD
A co do cytatu - wiem, że oryginał jest zespołu Eurythmics, ale stwierdziłam, iż najlepsza wersja jest M. Mansona, który jest równo pojebany, ale ma cudną piosenkę z niszczącym psychikę teledyskiem :D
P.S. Możliwe, iż jest to mój ostatni rozdział na następne dwa tygodnie, a jeszcze muszę ogarnąć trzy blogi, na każdym po jednym rozdziale, w piątek o godzinie 0.01 na Transformers: Wiek Zagłady, o trzeciej wrócę, a o 6 muszę wstać bo 8.30 zakończenie roku, następnie wybieramy się na miasto z koleżankami, o 16 jadę porobić mamie zdjęcia jak jeździ, w sobotę urodziny koleżanki i zakupy, w niedzielę punkt 7 wyjazd na obóz pod Warszawę, jeah! I do soboty następnego tygodnia mnie nie ma. To możliwe, iż coś napiszę w niedzielę, liczcie na mnie!
A ja taka smutna,  bo nie byłam w Rybniku :( Ci co byli - prośba skierowana w ich stronę - zdacie relacje? Będę wdzięczna :P
Sayonara!


Ja nadal tu jestem i Was obserwuję, więc nie martwcie się, bwahahahahahhahahhahaahahahahahahahahahah xD
Przepraszam za moje niegrzeczne zachowanie!
Chyba znów obejrzę Bleach i ponownie wezmę się za Pamiętniki Wampirów sezon 4 :D
       

środa, 18 czerwca 2014

04.Tell me would you kill to save for a life?

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału III? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!




Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane is chasing us all underground

_
"Hurricane"

 ~Aileen~

6 czerwca 2007, Los Angeles w stanie Kalifornia - 9 650 kilometrów od stolicy Polski

Drogi Pamiętniczku, dzisiejszy dzień był zagmatwany, mogłabym rzec brzydko - pojebany - i w pewnym stopniu - zajebisty. Sama już nie wiem czemu pierwszy raz od dwóch lat sięgnęłam po Ciebie. To może dlatego, że dla mnie wydarzyło się coś nader ekscytującego, o tak. Miałam okazję poznać Jared'a, tak tego Jared'a, o którym wspominałam Ci w tych ostatnich wpisach. No cóż co mogę Ci wyjawić? Chyba wszystko skoro należysz do mnie, co nie? A więc... śpiewałam razem z nim na tej wielkiej, majestatycznej scenie (w prawdziwym świecie pokazywałabym Ci rękoma monstrualne rozmiary estrady i wypowiadałabym te słowa z wielkim oczarowaniem, a także zaczęłabym wyolbrzymiać, ale tu nie chcę zaśmiecać tych czystych, pięknych kartek, które masz w posiadaniu) ale to był jeden, zwyczajny przypadek! Nie chciałam tego, lecz bez mojej wiedzy doszło do tego. Każda inna dziewczyna zemdlałaby ze szczęścia, ja korzystałam z okazji zaśpiewania "Attack", taaak, tego "Attack" na żywo, do mikrofonu, z Jared'em! 
Niestety nie poszło po mojej myśli.
Uciekłam. Nie miałam ochoty słuchać jego pochwał. Po prostu dałam nogi. I spotkałam coś co nie da mi spać tej nocy.
Laleczka wudu w dalszym ciągu pojawia mi się przed oczami. Kiwa się z  lewej na prawą. Nie wiem co o tym mam myśleć, czy to był tylko i wyłącznie wytwór mojej bujnej wyobraźni? 
Nie chcę o tym pisać. Założyłam Ciebie do pisania bardziej przyjemnych rzeczy.
A więc spotkałam Jared'a. Byłam zszokowana, że w ogóle mnie znalazł, ale nie to mnie najbardziej zaskoczyło. To propozycja Leto była najbardziej dziwna i absurdalna. Proponować takie rzeczy? Pomyślałam sobie, że chyba coś równo go pojebało, ale zgodziłam się, choć trochę się pokłóciliśmy.
A pod jego posesją nastąpiła kolejna chwila napięcia, lecz wyszliśmy z niej bez szwanku.
Opiszę Ci, choć tą małą część co zobaczyły moje oczy w ich domostwie. 
  Dom, w którym mieszkali bracia Leto nie równał się z żadnym innym, który miałam okazję wcześniej ujrzeć. Każdy najmniejszy szczegół został wybrany z precyzją idealnie do tych ogromnych pomieszczeń sprawiając, że stojąc na ich środku nie czujesz się taki malutki jak w niektórych gigantycznych pomieszczeniach. Wszystko umieszczone w tym domu wyglądało na bardzo drogie. Bardzo - to mało powiedziane, mogę stwierdzić, iż nawet ta kanapa monstrualnych rozmiarów, umieszczona w salonie kosztowała Shannon'a i Jared'a fortunę. Jej cenę, na oko mogłabym oszacować na może czterdzieści do osiemdziesięciu tysięcy, choć możliwe, iż jeszcze więcej, nie orientuję się w cenach mebli. Po samym spojrzeniu na dom, można uznać, iż jest to piękny, nowoczesny budynek - i taki był. W nocy nie miałam okazji zobaczyć jak dokładnie przedstawia się posiadłość braci, a także nie zwiedziłam większości pomieszczeń, prawie od razu "Pan Domu" zaprowadził mnie do pokoju gościnnego.
   Posiadłość - jak opowiadał Jared - znajduje się na klifie, idąc na tyły domu, wychodząc przez wielkie, szklane drzwi można ujrzeć rozpościerający się, bezkres oceanu Pacyficznego. To jak opisywał Jay tą panoramę oznaczało, iż wiąże z tym domem najważniejsze wspomnienia. Może nie były to takie jak ciąg zdarzeń z dzieciństwa i czasu dorastania, ale czuł do tej posiadłości uczucie, jeśli takowym można je nazwać. W końcu n o r m a l n i, chociaż normalny człowiek okazuje je do takich rzeczy, to tylko niecywilizowani ludzie, odrzucający nowoczesne technologie, nie darzą ich uczuciem, są tacy jak natura nakazała. Przedstawiciele rasy ludzkiej, nie powinni dzierżyć czegoś takiego jak uczucie do istoty materialnej, przecież to i tak w niedalekiej albo dalekiej przyszłości dojdzie do swego unicestwienia. 
   Tak, wiem, że jestem osobą poruszającą tematy takie jak "normalność", która w dzisiejszych czasach nie ma prawa egzystować. Słowo "normalność" jest nadużywane przez miliony ludzi. Nikt nie jest n o r m a l n y, daleko nam do tego stanu. Co drugi człowiek stwierdza, iż jest takim "normalnym" i specjalnie stosuję tutaj te cudzysłowia, są bardzo przydatne w owym zdaniu, mogą ukazać, choć trochę moich uczuć powiązanych z tym wymyślnym słowem. 
Czy ktokolwiek z nas należy do "Klasy Społeczności Normalnej", w skrócie KSN?
Nie.
Nikt.
Nie istnieją takie osoby.
Bo nie potrafimy tacy być.
Dobranoc Pamiętniczku, może w najbliższym czasie jeszcze coś napiszę, ponieważ przeczuwam, iż wydarzy się, aż za dużo! 
Życz mi powodzenia!

***

  Zatrzasnęłam okładkę pamiętnika i schowałam go do plecaka znajdującego się na cudownej, ozdobnej podłodze, którą był wyłożony mój tymczasowy pokój. Dostałam w posiadanie własną łazienkę, a także, jak to oznajmił Jared - każdą rzecz umieszczoną tutaj. 
  W rogu pokoju usadowiona stała mała lodówka z zimnymi napojami, a obok szafeczka z przekąskami. Leto na dobranoc rzekł coś takiego: Czuj się jak u siebie w domu, nie krępuj się użyć czegokolwiek i nie będę zły jak coś przestawisz, dawno nikt tu nie spał... i odszedł zamykając tak cicho drzwi, aby nie zbudzić brata. Miał wtedy minę mówiącą, że ma ochotę walnąć się na łóżko i zapadnąć w głęboki sen. 
   Ja byłam równie zmęczona jak mężczyzna, ale musiałam zapisać wszystko z tego dnia, bo jutro uciekłby jakiś równie ważny, ale mały szczegół. 
   Ziewając, przeciągałam się jak kotka i wstałam w tak powolnym tempie z łóżka, że aż stwierdziłam, iż czas spowolnił się, ale to moje ruchy były tak wolne. Rzuciłam spojrzenie za okno widząc rozciągający się widok oceanu, który wydawał się czarny w mroku. 
   Uśmiechnęłam się leniwie i z żalem ruszyłam ociągając się do łazienki. 
   Łazienka została wyposażona w wannę z hydromasażem, prysznic i resztę potrzebnych temu pomieszczeniu przedmiotów oraz różnego rodzaju ozdobników, nad wanną przybito nawet półkę, na której stała orchidea. Podeszłam do niej i przez mój wzrost musiałam stanąć na palcach. Opuszkami palców chwyciłam donicę i przestawiłam ją w ten sposób, aby stała na porcelanowej umywalce. Nie wiem sama czemu ją przestawiłam, ale działałam instynktownie. No może wiem, dlaczego - bardziej pasowała do tego miejsca, gdzie go umieściłam niż wcześniejszego.
  Zastanawiałam się chwilę nad sposobem mycia, ale rozważając to odrzuciłam wannę i zdecydowałam się na zimny prysznic, który miał na celu oczyszczenie mnie z nerwów wywołanych przez tą cholerną lalkę.    
  Rozebrałam się i nago wkroczyłam pod wodę. 
  Z prysznica trysnęła zimna woda sprawiająca, iż przeszły mnie dreszcze, lecz po paru sekundach przyzwyczaiłam się do tejże temperatury i zaczęłam zmywać z ciebie szybko chwyciłam żel. Rozsmarowałam go po całym ciele, a płyn zmywał pachnącą jaśminem substancję. Nakierowałam prysznic na włosy, które wcale nie były przetłuszczone, ale i tak stwierdziłam, iż myjąc je dziś oszczędzę sobie czasu nad ranem. Nalałam na głowę szampon i płynnymi ruchami wmasowywałam go, aż do czasu, gdy powstała piana. 
   Odchyliłam się do przodu, a woda spływała po moich włosach zlepiając je ze sobą i otaczała ciało "tarczą" pokrywając każdy milimetr. Skapywała na podłoże i wpływała do otworu, w którym znikała. Zakręciłam kurek i wykrzywiłam usta w półuśmiechu zadowolona z szybkiego prysznica, a także orzeźwiającego moje emocje skumulowane w jednym miejscu, w ciągu dnia ścisnęły się tam i nie miały prawa się wydostać, ale w końcu uwolnił się i pozwoliły odsapnąć od stresu.
   Westchnęłam wciągając mocno powietrze w płuca i wypuszczając je. 
   Odsunęłam drzwi kabiny i trzęsąc się z zimna, podeszłam opatulona ramionami do ręczników, które wisiały przy wannie. 
   Chwyciłam najpierw mały w kolorze wrzosu, do włosów i otuliłam je zwartym turbanem, a potem szybko wzięłam duży. Owinęłam się nim od piersi do kolan i czując, choć małe ciepło przestałam drżeć. 
   Zmusiłam nogi do skierowania się w stronę umywalki nad, którą wisiało duże lustro. 
   Uśmiechnęłam się do swego odbicia i postępowałam z przybliżeniem do szybkości światła. Umyłam zęby, rozczesałam oraz wysuszyłam włosy znalezioną w szafce suszarką i wykonałam nocny zabieg kosmetyczny dla twarzy.
    Potem wkroczyłam do sypialni, jeśli takową można ją określić, ponieważ [teraz] zauważyłam, iż wyglądem przypomina apartament, w którym wszystko masz w jednym. 
    Przytrzymując ręcznik tak, aby nie zsuną się, rozsunęłam suwak plecaka i wyciągnęłam piżamę składającą się z koszuli ze Snoopy'm oraz krótkich, materiałowych spodenek z tej samej serii, oba w kolorach tęczy. 
    Zrzuciłam z siebie okrycie i pospiesznie założyłam strój. Na ramionach wyczułam znajome uczucie łaskotania, to wrażenie towarzyszyło od zawsze tej koszulce, nawet wtedy, gdy żył jeszcze brat i mama, i właśnie dzięki niej miałam okazję odczuć ich obecność. 
    Mocno przytuliłam sama siebie, by jeszcze bardziej móc doznać tych emocji, jakie towarzyszyły mi przy spędzaniu czasu z bliskimi. Ale zamiast krótkiego śmiechu, czy zwyczajnego uśmieszku zazwyczaj okazywanego przy wspólnym śniadaniu - na policzki spłynęły mi łzy. Płynęły okrężnie drążąc własne "ścieżki", którymi każda jej następczyni podążała tak samo i spływały w kąciki moich ust. Zacisnęłam mocno powieki i rozpłakałam się na dobre. 
    W moim sercu pojawiła się iskierka "złej energii", dziwnie to brzmi jak w taki sposób to nazywam, ale inaczej nie potrafię tego określić. Rozsadzała powoli każdą komórkę mojego ciała, ściskała gardło i żołądek, a moje oczy samowolnie, bez mojej wiedzy wywołują syndrom smutku. 
    Brutalnie wytarłam słoną ciecz i rzuciłam się na podwójne łóżko waląc pięściami po obu stronach głowy. Ta iskierka wyrażała wściekłość oraz coś jeszcze gorszego zwanego agresją. Agresję zazwyczaj wyładowywałam na worku treningowym syna rodziny zastępczej. To on zapoznał mnie nieco z boksem pokazując podstawowe ciosy i kopniaki, i to właśnie za jego sprawą dowiedziałam się, iż mam za dużo energii, której nie spalam podczas codziennego egzystowania. 
    Kiedy taka się stałam? 
Trudno to określić. Niby w czasie, gdy mama i brat żyli byłam spokojnym dzieckiem, po śmierci matki "zepsułam się" niczym badziewna zabawka z supermarketu, rozpadłam się na kawałeczki, a w każdej umieszczona byłam inna "ja". Podejrzewam, gdzie mogło to nastać. Możliwe, iż pod wpływem ojca, aż t a k się zmieniłam, a zatłuczenie mojego brata - zabiło moją duszę. 
Ta osoba, która tu stoi i żyje, odczuwa jest czystym kłamstwem, pięknym kłamstwem. "A Beautiful Lie" - piękne kłamstwo, ja takim jestem, ale czy pięknym? Nie jestem p i ę k n y m  k ł a m s t w e m, ani b r z y d k ą  p r a w d ą. Jestem b r z y d k i m  k ł a m s t w e m. Najbrzydszym, najobrzydliwszym, najgorszym, siedemnastoletnim kłamstwem.
I nie mam prawa żyć.
    Podniosłam głowę z poduszki i oparłam ciało na łokciach, za których sprawą umieszczony materac pod nimi był wgnieciony. Oparłam podbródek na dłoni i wpatrzyłam się w czekoladową ścianę. 
    Zwróciłam oczy na drzwi i chwilę pogłówkowałam. 
    Nad czym?
    Nad tym, gdzie może być siłownia.
    Trzeba wyrzucić z siebie tą niepotrzebną energię psującą moje samopoczucie. 
    Nie miałam serdecznie ochoty na rozżalanie się nad samą sobą i płakanie w poduszkę - i to poduszkę braci Leto. To byłby już szczyt wszystkiego. Jak miałabym zezwolić by łzy należące do mnie wsiąkły w ten aksamitny i cholernie miękki materiał. To jest tak miękkie, że kładąc głowę na niej oczy same się zamykały. A to nie jest fajne. 
    Otrząsnęłam się i wyrwałam z głupich rozmyślań o bezwartościowej w życiu człowieka poduszce. Pani Poduszka zmusza do myślenia o niej samej. Chore. Bardzo chore i wkurzające. 
    Ale teraz była ważna moja energia. Dlatego też moje ruchy stały się potwornie szybkie, ponieważ bardzo chciałam coś z t y m zrobić.
    Ześliznęłam się z łóżka, siadając na podłodze i wspierając się plecami o nie, dokładnie przekalkulowałam to co moje oczy zobaczyły na tej posiadłości, ale nie pamiętałam nic takiego jak siłownia. Jared też nie wspomniał ani słowa o tejże miejscu, ale zapewne jak każdy celebryta posiada owy pokój. 
    Podniosłam znacząco brwi i przy pomocy dłoni powstałam. Znieruchomiałam i wsłuchałam się dokładnie w wszelkie dźwięki mające swój punkt kuluminacyjny na tej posiadłości, ale niestety moje uszy nie miały jakiekolwiek szansy usłyszeć czegoś co mogłoby dać znak, że któryś z braci nie śpi. 
    Czyżby droga była wolna?
    Mam taką nadzieję. 
    Ruszyłam w stronę drzwi, sięgnęłam do klamki i jak najdelikatniej nacisnęłam ją. "Wrota" lekko skrzypnęły, ale nie był to odgłos, który miałby choćby cień szansy na zbudzenie człowieka. Pewna siebie postawiłam nogę za rogiem wkraczając w mrok. 
    Rozejrzałam się na boki.
    Nic. 
    Wyszłam na zewnątrz, zamknęłam drzwi i prędkim krokiem ruszyłam przed siebie. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy.


***

~Jared~


    Tej nocy nie potrafiłem zasnąć. Snułem się w mroku szukając potulnego miejsca na odpoczynek, ale nawet kładąc się na ulubionej kanapie nie miałem mocy do zapadnięcia w Objęcia Morfeusza. Sen nie przychodził, co mnie nader dziwiło. 
   Krążąc cicho po parterze nogi zaniosły mnie do pokoju muzycznego, gdzie chwyciłem swoją ulubioną, ciemną gitarę. Usiadłem wygodnie na taborecie i pochylając głowę w dół zacząłem brzdąkać "A Modern Myth", która pierwsza przyszła mi do głowy. Tak na prawdę potrafiłem grać bez patrzenia, lecz moje oczy pragnęły spoglądać na palce, które spokojnie szarpały struny wydobywając z nich piękny dźwięk. 
   Nuciłem pod nosem tekst, ale nie wyśpiewywałem go. Moje struny głosowe chciały odsapnąć od ciągłego wysiłku przy śpiewaniu. 
   Raptem usłyszałem jakiś dźwięk na holu. Przestałem grać.
   Możliwe, iż Aileen stwierdziła, że chce zwiedzić nocą posesję lub nie mogła zasnąć w nowym miejscu. Zazwyczaj ludzie tak mają, a nawet wtedy, gdy są senni. A jeśli to nie była ona? 
    Nie, to na pewno dziewczyna, gdyby ktoś się włamał zawyłby alarm, a policja automatycznie zostałaby wezwana. 
    A więc to albo ona albo Shannon, choć to drugie było mało prawdopodobne, dlatego, że mój brat po każdym koncercie zapadał w głęboki, błogi sen, a rano budzi się wesoły. Czasami krążą mi po głowie myśli typu: o czym on śni skoro, aż tak kipi radością? Zazwyczaj na śniadaniu bywał także nasz członek zespołu, gitarzysta i najlepszy przyjaciel, któremu zawdzięczamy wiele z bratem - Tomo. Tom jest człowiekiem o przyjaznym usposobieniu, a także potrafi wyciągnąć nas z największego kłopotu. Gra z nami od dwutysięcznego trzeciego roku. Już na samym początku zaczął ingerować w nasze prywatne życie, ale nie wtrącał się niepotrzebnie. Nie było nam dane wiele czasu, aby przejść na stosunki przyjacielskie. Po dwóch miesiącach współpracy zostaliśmy przyjaciółmi. Dla niektórych ludzi przyjaźń jest ot tak, na pstryknięcie palcem. Jesteś sławny - masz setki przyjaciół. To nie prawda. Posiadam (choć te słowo jest nieodpowiednie, prędzej można by powiedzieć: mam) tylko dwoje przyjaciół - Shannon'a i Tomo. I to mi wystarczy. 
   Instrument odłożyłem na bok
   Podniosłem się z siedziska i ruszyłem w stronę otworzonych na oścież drzwi. 
   Wychyliłem głowę na przedpokój, który był bardzo szeroki, a chodząc po korytarzach osoba nieznająca posiadłości mogła się zgubić w tym labiryncie. Światło wydobywające się z pomieszczenia rozpraszało mrok panujący wokół. 
    Do moich uszu doszedł dźwięk potykania się w niedalekiej odległości. 
    Przeszedłem na przeciwległą ścianę i oparłem się o nią uśmiechając się od ucha do ucha, gdy na horyzoncie, w świetle lampy pojawiła się czekoladowowłosa z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Usta wygięły jej się w "O", a oczy prawie wypadały z orbity.
    Przesunąłem wzrokiem od góry do dołu, a ona widząc ten ruch zakryła swoje atuty rękoma. 
    Zaśmiałem się cicho i spuściłem spojrzenie na swoje nogi, aby nie krępowała się. 
    Była ubrana w piżamę, która nie miała szans podkreślić jej talii, ale i tak wyglądała uroczo. Tęczowe spodenki nie zakrywały nic prócz miejsca intymnego i kawałka nóg. Koszulka wykonana z tego samego tworzywa tylko na środku widniał chyba Snoopy podlewający kwiaty. 
    - Nie mogłaś spać? - spytałem podnosząc wzrok, który miał okazać zawstydzenie, ale był udawany.
   Dziewczyna prychnęła, machnęła lekceważąco ręką i wlepiła swe spojrzenie oczy wprost w moją twarz. 
   - Można tak powiedzieć, ale to nie z tego powodu wyszłam z pokoju... ja... - zawstydziła się i zaczęła nerwowo wyginać palce w każdą możliwą stronę. - poszukuję czegoś w rodzaju siłowni... 
   Podniosłem brwi ku górze zdziwiony jej poszukiwaniami. 
   - "Coś w rodzaju siłowni" - znajduje się na tym piętrze, następne drzwi po tych - wskazałem ręką w przeciwną stronę niż ta, z której przyszła Aileen. 
   Dziewczyna kiwnęła głową wciąż ze smutną miną. Chciała już iść, gdy zatrzymałem ją własnym ciałem. Wpadła w mój tors wbijając się w niego twarzą. 
   Zszokowana odepchnęła mnie na parę centymetrów, ale uspokoiła się i podniosła swoje oczy na mnie. Widziałem w nich lęk. Czy ona się mnie bała?
   Ukryłem moją reakcję na jej uczucie i pocieszająco wyszczerzyłem się w uśmiechu. 
   - Aby dostać wstęp do siłowni, ja Jared Leto proszę o uśmiech na twojej twarzy. Jeśli nie - nie dostaniesz się tam - zagroziłem. 
   Aile założyła ręce na boki. 
   - To brzmi jak szantaż - rzekła. 
   - Może nim jest, hmm? - wyszeptałem przysuwając się do niej. 
   - Jeżeli sobie tego życzysz to proszę o jedno - odsuń się! - pisnęła odskakując do tyłu. - zostaw mnie w spokoju! Nie mam humoru na jakieś gierki, dziwię się samej sobie, że w ogóle zgodziłam się na tą propozycję! Coś chyba wtedy we mnie wstąpiło, bo to wcale nie było do mnie podobne... - ostatnie zdanie wypowiedziała pełnym bólu szeptem. 
   Skuliła się pod ścianą, kucając. 
   - Aileen? 
   - Proszę, nie pytaj... - szepnęła ledwie słyszalnie. - idź sobie, wiem, że to twój dom, ale... proszę cię tylko o to, o nic więcej... tylko dzisiaj i zapomnij o tym, że w ogóle mnie widziałeś... mnie tu nie było, ok? Zapomnijmy o tym, chcę nie pamiętać o chwilach słabości...



Pff - no i napisałam! Było ciężko, bo chciałam jakoś to rozkręcić, a wyszło tu takie "bagno", nie umiem pisać! Nudne? Pewnie tak. Bo jak inaczej? 
Ten rozdział jest bez sensu, obiecuję, że w następnym będzie l e p i e j, choć w moim języku znaczy to gorzej xD
Dobra nie zanudzam :)
P.S. Stwierdziłam, iż cytaty i gify nie będą tylko 30STM, pierwszy gif z pięknego utworu Ed'a Sheeren'a - "Give me love" <3

     

sobota, 14 czerwca 2014

Requiem dla snu...

...czyli Neverli pisze na blogu z opowiadaniem, o filmie, z Jared'em Leto, "to dlatego, bo to o n" - mówię :)


Historia z życia Neverli:
Właśnie jestem po "Requiem dla snu" i siedzę zapłakana, zaciągając nosem katar "po płaczu", i mówię sobie pod nosem - "Kurwa, Olka, jesteś słaba psychicznie, ale przyznaj - film był zajebisty, daje do myślenia" i tym oto akcentem stwierdzam - nigdy nie sięgnę po żaden cholerny narkotyk, czy inne świństwo, zawsze będę przestrzegać swoich zasad, które sama sobie narzuciłam parę lat temu :)
Stwierdzam, iż Jared Leto zagrał świetnie w tym filmie, jestem zadowolona z seansu, ale... nigdy więcej nie zasięgnę po niego sama. Drugi raz nie wytrzymam tego smutku i filozofii oraz myśli, które nasuwały mi się przez ten czas.
Przepraszam, że wstawiam taki post, lecz musiałam - bo Jared :P
Następny film też z nim, trzeba nadrobić zaległości :)
Film zaliczam do ulubionych <3





środa, 11 czerwca 2014

03. It's a beautiful lie

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału II? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


It's a beautiful lie
It's the perfect denial
Such a beautiful lie to believe in
So beautiful, beautiful lie makes me


-


"A Beautiful Lie"


~Aileen~

  Codziennie pod tą wielką posiadłością pałaszują paparazzi. Wychwytują ciekawe zachowania braci i najlepsze oraz najbardziej kompromitujące zdjęcia publikują w czasopismach. 
  Inni celebryci przejmowaliby się "czymś takim", lecz nie oni. Nie wypierają się zachowań jakie zostały zaobserwowane przez dziennikarzy. Oni tylko opowiadają, dlaczego właśnie w tym momencie "przyłapali" ich fotoreporterzy. Czasami są to ekscytujące dla szalonych, zakochanych po uszy fanek w chłopakach, zachwycające "nowinki" wypełzałające na wierzch. Dlatego też pod zamieszczonymi artykułami znajdującymi się w sferze Internetu komentują to i piszą teksty typu: "I tak ich kocham!". Niewiarygodne, jak płeć żeńska jest łatwowierna. 
  Chociaż ja też taka byłam. 
  Pamiętam, gdy po raz pierwszy usłyszałam w radiu, na którymś z kanałów muzycznych utwór 30 Seconds to Mars. Dokładnie trzy lata temu, gdy jeszcze królowała pierwsza płyta Marsów. Na kanale - chyba piątym - puszczono "Buddha for Mary". Sławna piosenka, której znaczenia chyba nikt nie jest pewien. 
  Zastanawiałam się wtedy, co chcieli przekazać Marsi w tym utworze, a tak na prawdę to Jared, w końcu to on pisze teksty. Może opowiadał historię dziewczyny, którą pokochał, ale odeszła? 
  Przeczytałam multum historii na ten temat, ale żadna nie posiadała, choć ziarna prawdy. A Jared pytany w wywiadach o słynną Mary, odpowiadał pytaniem na pytanie: "Mary? Kim mogła być Mary? Akrobatką? Dziewczyną, którą ojciec krzywdził? A może to historia tych wielu dziewczyn, które są - tak jak ona - oblegane przemocą przez swojego ukochanego tatę, który przynosił im zabawki, gdy były jeszcze dziećmi? Ufały im? Ufały i nadal ufają.". 
  Mary może być każdy, ja, Ty, on, ona, ono - przynajmniej ja tak sądzę. Ale spekulacje wokół Mary zniknęły z czasem, a jej Buddha czeka w postaci miłości. Taka jest moja interpretacja owego majestatycznego utworu. 
  A może to ja nią jestem? 
  A może Ty? 
A może on?
  A może to po prostu Jared? 
  Chyba nigdy nie będziemy mieli okazji poznać prawdy o niej. To głowa Jared'a. Tego chyba nikt nie pojmie. Młodszy Leto jest "strefą zamkniętą", on nie pozwoli zajrzeć w zakątki swojego umysłu i zapoznać się z tajemnicami, jakie posiada. 

***

   Motor zwolnił, podjeżdżając do bramy. Zluźniłam nieco uścisk z jego torsu i podniosłam głowę do góry, gdyż ówcześnie spoczywała pomiędzy łopatkami mężczyzny. Leto nie jechał wcale wolno swoim zgrabnym - zapewne drogim jak cholera - motorem. Nawet nie orientowałam się, jaka to marka, a co dopiero, ile wyciągnęliśmy na prostej jadąc na autostradzie. Najbardziej hardcorowe okazało się i tak manewrowanie pomiędzy samotnymi autami czy ostre zakręty.
  Czułam się, jakby żołądek miał zaraz podejść mi do gardła, choć twierdziłam, że skoro kocham motory, to tą pierwszą "przejażdżkę" mogę uznać za udaną. Z czasem można by się przyzwyczaić do zawrotnej prędkości, jak i stylu jazdy Jared'a, który był niezwykle, hmm... jakby to ująć - ostry, perfekcyjny czy beznadziejny? Raczej nie to ostatnie, jeździł z wielką wprawą, wywijając kierownicą i naciskając te różne "przyciski".
  To nie są przyciski, idiotko - skarciłam się.
  Pacnęłam się spoconą od strachu ręką w czoło i opuściłam głowę w dół. Czarnowłosy obrócił się tak, aby widzieć moją twarz.
  Uśmiechnął się szeroko i zaśmiał pod nosem, a oczy świeciły mu się znajomym u ludzi blaskiem. Blask zachwycenia.
  - Czy pomyślałaś coś nadzwyczajnie zabawnego? - spytał, chichotając w dalszym ciągu.
  Postanowiłam, że nie dam się podpuścić takiemu typowi, który właśnie wpatrywał się kątem oka we mnie i przed chwilą z piskiem opon zaparkował przed bramą.
  - Tak. Zastanawiałam się nad tym, jak cię uwieść i wciągnąć wprost do łóżka aby ujrzeć, co kryjesz pod tym wszystkim.
  Przejechałam spojrzeniem po posturze chłopaka, gdy ten orientując się co właśnie rzekłam odwrócił głowę jeszcze bardziej w moją stronę i rozszerzył maksymalnie oczy. Możliwe, że gdyby zrobiłby to jeszcze bardziej wyglądałaby niczym żaba.
  - Z chęcią zobaczyłbym cię w moim łóżku, Aileen - wyszeptał uwodzicielskim tonem.
  Zadławiłam się ze śmiechu, którym po chwili wybuchłam, możliwe, że nawet na dobre.
  Tak wrobić faceta, który miał tyle kobiet u swego boku, a i tak wszystkie uciekały, gdzie pieprz rośnie. Z tyloma kochał się, całował, a co dopiero one mogły mu robić.
  O nie. Ja nie jestem jedną z tych dziwek. Ja jestem dziewczyną z honorem, która jest niepełnoletnia. Nie mam zamiaru nawet spać po drugiej stronie łóżka, spierdalając, jak najdalej.
  Kochałam go, ale nie jako kolesia będącego moim przyjacielem, nie jak swojego chłopaka - kochałam go przez ekran - czytając, słuchając, oglądając jego twarz, ciało.
  Jared wpatrywał się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, z której - dla mojego nieszczęścia nie potrafiłam wyczytać żadnego uczucia. Było tylko osłupienie będące możliwe, iż inną emocją.
  - Na serio jesteś równo pojebany. Jak widać każdą wciągnąbyś nagą do swojego łóżka, a potem wyrzucił jak śmiecia na bruk. Dziewczyna dla ciebie jest niczym jednorazowa prezerwatywa, nie sądzisz? - prychnęłam i odsunęłam się od niego maksymalnie prawie spadając z siodełka. 
  On tylko słysząc to kiepskie porównanie dziewczyna równa się prezerwatywa uderzył się wściekły w nogę płaską dłonią tak jakby chciał sprawić sobie ból.
  - Nie znam ciebie ani troche, ale kurwa, Aileen, człowieka nie poznaje się po pierwszym wrażeniu jakie zrobiła ta druga osoba, lecz ty... wywołałaś gęsią skórkę na moim karku, miałem ochotę wrzeszczeć: "Kurwa! Jesteś zajebista!", tu nie chodzi nawet o twój wokal, tu chodzi o coś więcej - zwrócił twarz na posiadłość ukrytą pod osłoną nocy. - Nie dla każdej taki jestem, tylko... - westchnął zmieniając temat i spuszczając głowę na pierś. - to brzmiało niezwykle w twych ustach. Wytłumacz mi, więc w jaki sposób miałbym odmówić takiej osobie jak ty? Nawet jednej, głupiej nocy w moim łóżku? - zapytał zwracając twarz ku mnie.
  Uniosłam brwi w zdziwieniu i zrobiłam wściekłą minę godną wojownika, który wyzywa przeciwnika do pojedynku. Na śmierć i życie. Był to wyraz twarzy ćwiczony przeze mnie od lat. Wiedziałam jak idealnie ustawić każdy mięsień tak by osoba stojąca bądź siedząca u mojego boku spierdalała jak najszybciej póki nie wydarzy się coś grożącego utratą pełni sprawności fizycznej. Tak na prawdę nawet nie wiedziałam w jaki sposób ustawia się pięść by skutecznie i boleśnie uderzyć temu komuś. Zazwyczaj pomagało spojrzenie, a jeśli nie... uciekałam.
  Jared jeżeli spostrzegł grymas malujący się na mojej twarzy, gdy zwrócił spojrzenie na mnie to go zignorował, ponieważ nieskazitelnie niebieskie i głębokie jak ocean oczy wpatrywały się pusto w moje oblicze.
  - Jesteś tak jak większość facetów, Panie Leto. Jesteś niczym kolesie, którzy nie dzierżą szacunku wobec płci żeńskiej. Jesteś idiotą, bez skrupułów latającym od dziwki do dziwki. Czy gdybyś posiadał kogoś na stałe, czy zdradziłbyś ją? Zapewne tak. Mężczyźni są dzieciakami w skórze dorosłego osobnika. Kochacie zabawę! - wrzasnęłam wyrzucając ręce do góry.
  Miałam ochotę go walnąć i właśnie uniosłam pięść w akcie chęci uderzenia go, gdy złapał mój nadgarstek patrząc wciąż w moje oczy. Delikatnie oplótł palce w okół niego i trzymał go tam, gdzie miał okazję go złapać.
  Wiecie, że czuję coś takiego jakbym znała go od lat? Chciałam mu mówić wszystko, dosłownie, bez żartów. Miałam ochotę wygłosić przemowę o tym jacy są faceci i w jaki spsób "używają" kobiet. Przynajmniej tacy celebryci jak on.
  Przegryzł dolną wargę w zamyśleniu spuszczając wzrok i wolną ręką przeczesał swoją czuprynę. Podniósł oczy na mnie i - dosłownie - zrobił minę zbitego psa.
  Osłupiałam nie rozumiejąc tego co chce mi przekazać. Myślę, iż moje usta ustawiły się w literę "O". No cóż, nigdy w swoim życiu nie widziałam nigdzie, mówię nigdzie takiej miny Jared'a.
  - Nie jestem jak wszyscy. To prawda lubię się bawić, ale marzę o związaniu się na stałe. Nie zdradziłbym, nie mógłbym, gdybym kochał t ą dziewczynę. Jeżeli się kocha to nie robi się takich głupstw - westchnął i pokazał ruchem dłoni abym zsiadła z motoru.
  Tak też zrobiłam, a on tuż za mną począł podobnie.
  Spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się szeroko.
  Znów wyglądał jak prawdziwy, cyniczny, perfekcjonista - Jared Leto, we własnej osobie.
  I za to go kocham, pomyślałam.
  - Sądzę, że z takim temperamentem mogłabyś zdziałać wiele, nawet twoja mimika, wygląd - nadawałyby się do aktorstwa. Ale podejrzewam, że i tak sposób w jaki śpiewasz przebije wszystko. Chciałbym usłyszeć jeszcze raz twój wokal, na przykład w utworze, hmm... - położył palce na brodzie stukając nimi po kolei. Wzniósł swe spojrzenie na czarne niebo i po chwili twarz mu pojaśniała. Wyszczerzył się w uśmiechu, a oczy opuścił na mnie. Uniósł rękę w górę ukazując, iż odnalazł to co chciał. - "The Kill" lub "From Yesterday" - oznajmił podekscytowany.
  Chciałam zaprzeczyć, ale gdy otwierałam usta on pomachał mi palcem przed nosem mówiąc mi tym abym nie śmiała się tego co chcę wypowiedzieć wypuścić z ust.
  - O nie, nie. Nie ma żadnych zaprzeczeń, moja droga. Shannon i Tomo zgodzili się na twój występ, a jeśli przypadnie do gustu publice - załatwimy trochę papierkowej roboty, a dokładniej to wciśniemy ją naszemu menadżerowi aby znalazł chętną wytwórnię na talent, który posiadasz. Aktualnie będziesz miała okazję występować w Stanach Zjednoczonych, z nami. Na wszystkich koncertach znajdziemy miejsce dla ciebie. Mam nadzieję także na poprawę naszych relacji i na przyjaźń, Aileen. Przyjaźń ze mną może być przydatna w przyszłości - rozszerzył usta w uśmiechu, któremu nie mogłabym odmówić. - Nie wymagam od twojej osoby nic prócz przyjaźni chyba, że w bliskim czasie może to się zmienić.
  Wciągnęłam powietrze i wykręciłam szyję w stronę samotnego drzewa stojącego tuż przy ogrodzeniu. Było to rosłe, wysokie na trzy, czy cztery metry roślina. Jej gałęzie rozchodziły się na wszelkie strony, ale do dwuch metrów od ziemi nie było ani jednej gałęzi. Znaczyło to, iż bracia stosowali dodatkowe sposoby ochrony swojej prywatności.
  - Nie skorzystam z owej oferty - wyszeptałam.
  Moje myśli zaczęły rozdrapywać rany, które miały ochotę się zagoić, lecz wspomnienia powracały. Z kolejnymi razem z większym naciskiem.
   Przed oczami przelaciały mi najgorsze lata mojego dzieciństwa. Zaskakująca śmierć mojej mamy na zawał, który nie powinien mieć miejsca u trzydziestolatki. Pamiętam, jak wraz z bratem Michasiem płakaliśmy wtuleni w siebie siedząc na łóżku szpitalnym tuż obok naszej matki. Nie mogłam spoglądać w jej stronę. Pamiętam jedynie, że stała się potwornie blada i... zimna. Wraz z Michałem trzymaliśmy obie dłonie mamy w swoich, pocierając zimne, kościste palce. Ostatnie spojrzenie jakie nam podarowała oczami zielonymi niczym trawa na łące, oznajmiła nim, że już odchodzi... że już nigdy nie powie nam na ucho "kocham cię, moje dziecko", czy nawet nie skrzyczy za bałagan w pokoju. Wcześniej byłam z nią pokłócona o to, iż umówiłam się z kolegą i nie ogarnęłam właśnie tegoż nieszczęsnego mojego własnego pomieszczenia w mieszkaniu. Wyszłam z domu z wściekłością, mówiąc pod nosem "nienawidzę jej", te słowa były ostatnimi, które miałam okazję pomyśleć o mojej zdrowej mamie. 
   Potem trafiła do szpitalu w Łodzi, mieszczącego się tuż obok naszego bloku. Brat zobaczył, jak mama zemdlała, choć to nie było omdlenie. Zadzwonił prędko do mnie, potem po pogotowie. Rzucił im, iż sam nie da sobie rady z nią aby ją przenieść. Przyszli po mamę, zabrali,zanieśli do szpitala. 
   Resztę pamiętam jak przez mgłę. Wpadłam do budynku cała we łzach, za mną krok w krok biegł mój przyjaciel, Maciek, pragnący wspierać mnie w tej sytuacji. Zapytałam się, gdzie leży moja mama. Zostałam pokierowana na drugie piętro. Pokój 203, jak dobrze pamiętam, ale to nie jest ważne. Rzuciłam się na drzwi i chwiejnym krokiem wskoczyłam do pokoiku. Przy łóżku siedział mój młodszy brat o dwa lata, miał dwanaście lat. Siedział zakrywając twarz dłońmi. Łkał. 
   Pytając go co się stało odpowiedział krótko i zwięźle patrząc porozumiewawczo w moje oczy: nasza mamusia umiera...
   Najgorsza wiadomość jaką otrzymałam.
   Potem umarła. 
   Po jej śmierci dostaliśmy się pod opiekę naszego ojca. Choć takowym nie nazwałabym go. Jeszcze wtedy miałam okazję utrzymywać znajomości z przyjaciółmi, lecz później wszystko się pokomplikowało. Nasz tato na początku sprawiał wrażenie, hmm... jakby to ująć? Dobrego, martwiącego się o swoje dziecko tatusia? Tak można to powiedzieć. Ale wcale taki nie był. 
   Gorzej nie mogliśmy trafić. 
   Waldemar, bo tak się nazywał, bił mnie i brata za byle głupstwo. Pijakiem z natury, ćpał i Bóg jeden wie co jeszcze. Pewnego dnia... zatłukł Michała tak, że... umarł. Straciłam mojego braciszka, dosłownie parę miesięcy po mamie. 
    Nie potrafiłam się po tym pozbierać, odcięłam się od przyjaciół i zostałam odebrana od ojca i wysłana do rodziny zastępczej, która miała ochotę na dziecko po takich przejściach jak ja. Trafiłam do chyba najmilszej rodziny jaką poznałam. Było to małżeństwo po czterdziestce, obrzydliwie bogaci i posiadający córkę - Malwinę - i syna - Tomasza. Zaprzyjaźniłam się z nową rodziną i to tak na prawdę dzięki nim uzbierałam na wyjazd do LA i ogarnęłam się po śmierci dwóch najbliższych mi osób. 
   Pamiętam nadal dzień, gdy Malwina włączyła na maksa radio w swoim pokoju, było to 30 Seconds to Mars i chyba ich najbardziej niezrozumiały tekst, "Buddha for Mary". Tak poznałam nową miłość. 
   Nienawidzę wspomnień.
   Dlatego na moim policzku pojawiła się słona łza, która spłynęła na wargi. Przejechałam po nich językiem czując charakterystczny posmak bólu i innych emocji.
   - Ty płaczesz - szepnął.
  Odwróciłam głowę na jego twarz i napotkałam spojrzenie pełne przygnębienia. Światło niedalekiej latarni odbijało się od oczu chłopaka. Wyglądały jak dwie, biało, niebiesko, czarne kulki ze szkła.
   Najpiękniejsze oczy świata, pierwsza myśl jaka mi się nasunęła podczas wpatrywania się w oblicze Jareda.
  - Powiedziałem coś co sprawiło ci przykrość? - głos miała trochę jakby, nie wiem, przerażony?
   Lękał się tego co zaraz powiem?
   Ten człowiek nie jest do rozgryzienia, przynajmniej jak spędzi się z nim paręnaście, długich, ciągnących się w nieskończoność minut. Można po tym stwierdzić, że jest godnym uwagi mężczyzną.
    Zorientowałam się, iż myślę o Leto niczym o zwyczajnym facecie.
    To jest piosenkarz, założyciel zespołu, aktor, model - wszechstronnie uzdolniony człowiek z charakterem, którego nikt kto zna go krótko nie potrafi zrozumieć toku myślenia tej istoty.
    Zamrugałam dwa razy szybciej i uśmiechnęłam się smutno. Spuściłam głowę na piersi, przymknęłam oczy, a pod powiekami zbierały się łzy. Rzęsy kleiły się do siebie nawzajem.
    Wdech, wydech, wdech, wydech... uspokój się Aile. Wiem, że jesteś w niezręcznej sytuacji, ale mam nadzieję, iż dasz sobie radę. Nawet z takim typem, którego ubóstwiasz od dobrych trzech lat i ta miłosna gorączka nie ma szans opadnąć. Miej wątpliwości, że dasz sobie radę nie skuszenia się na rzucenie się w ramiona wokalisty imieniem Jared. Marzyłaś o nim tak długo. Teraz masz okazję dokonać wszelkich rzeczy, o których nie śniło się żadnej żywej istocie. Zaszalej, kobieto! Szansa na wszystko. Życie pod jednym dachem z tym oto przystojniakiem jest do spełnienia. Nie wspominaj wszelakich nie przyjemnych odtworzeń przeszłości. To jest za tobą, wyrzuć to niczym wypalonego papierosa do kosza na śmieci! To są t y l k o śmieci, w niczym nie potrzebne do szczęścia. Pełnię uzyskasz bez ich obecności. Zrozum.
   Otrząsnęłam się. Nie miałam ochoty słuchać sumienia. Tego już za dużo. 
   Rozszerzyłam gwałtownie powieki i zwróciłam swe oczy na niego. Uśmiechnęłam się szeroko na co on zdziwił się przeraźliwie stawiając krok w moją stronę
   - Nie, nie płaczę. Ja tylko... nie, nie mogę - wierzchem dłoni przetarłam kolejną samotną łez wypływającą spod rzęsy. Zaśmiałam się krótko w celu rozluźnienia atmosfery. - Wybacz, chcę o tym zapomnieć - wyszeptałam nadal wesoła, lecz gdzieś w środku coś mnie kłuło.
    Kłamałam mu w żywe oczy. Po prostu.
    To były najprawdziwsze łzy, o których znaczeniu mogłam powiedzieć tylko osobie zaufanej. Może i ten osobnik stojący naprzeciwko mnie kiedyś otrzyma taki prezent, prosto z mojego serca.
 
***

~Jared~

   Szafirowe oczy wpatrywały się we mnie z rozbawieniem. Ale przeczuwałem w wypowiedzianym przed chwilą słowach tej dziewczyny - kłamstwo, czyste jak szlachetny kamień, kłamstwo. Jest to umiejętność, którą nie każdy potrafi w stu procentach ukryć. Są osoby potrafiące idealnie zakryć prawdę, ale są i takie jak Aileen. Ona po prostu tylko wymusza kłamstwo, które jest nadzwyczajnie banalne. Nie ma pomysłu na nie. Dlatego wychodzi na jaw. 
  Kłamstwo ma krótkie nogi, istnieje takie przysłowie. 
  Większość przypadków jest stosowanych dla dobra sytuacji, niektóre dla własnej korzyści, a jeszcze inne dla swojego i drugiej osoby dobra. Ten drugi jest chyba najbardziej podły. Mężczyźni i kobiety stosujący owe kłamstwo zazwyczaj z satysfakcją. Uwielbiają niszczyć czyjeść życie. 
   Może dlatego z a w s z e wyrażam prawdę. Wewnętrzne "ja" zabrania kłamstwa. Jak nie chcę sprawić komuś przykrości, a ta osoba pyta się o zdanie - odbiegam od tematu zmierzając okrężną drogą, a docierając do celu, mówię delikatnie co o tym sądzę. 
   Zazwyczaj jednak nie odpowiadam na pytanie i zostawiam odpowiedź wiszącą w powietrzu lub zmieniam na zupełnie odmienny temat.  

***

   Odpowiedziałem na uśmiech dziewczyny i zarzuciłem głową do tyłu przy czym moje włosy roztrzepały się na całej mojej twarzy. 
   Na ten ruch nastolatka odpowiedziała chichotaniem. Rozumiem jej rozbawienie. Na początku mojego nowego stylu typu emo - choć emo bym tego nie nazwał - stawałem przed lustrem i robiłem różne dziwne miny, gesty, czy ruchy. Jednym z nich było właśnie coś takiego. 
   Zobaczywszy siebie w szkle dostałem ataku śmiechu. 
   Prawie wszystkie włosy wylądowały na moim czole, obu policzkach, nosie, oczach i podbródku lepiąc się do nich. Wyglądałem jak ktoś wyjęty z dżungli, dosłownie.
   - Ekhem, czy to było...
   - Tak, dziwne i to cholernie dziwne. Przypominasz kolesia, który trafił na bezludną wyspę, a potem wrócił do cywilizacji - przerwała mi. 
   Odsunąłem palcami włosy z oczu i przyjżałem się jej. 
   Była w pewnym stopniu zadowolona i możliwe, że jednak zdecyduje się na moją propozycję. 
   - No to co przyjmiesz moją ofertę? - zapytałem. 
   Aileen spuściła wzrok na ziemię i westchnęła ciężko jakby zrzuciła dziesięć kilo kamieni z barków. Podniosła je na mnie i klasnęła w dłonie podskakując na parę centymetrów do góry.
   - Jednak zaoferuję się jako wokalistka odkryta przez ciebie. Z chęcią wystąpię na scenie jeszcze raz, choć mam co do tego nie małe wątpliwości, ale... jest jeden problem - pisnęła. 
    Wydałem z siebie dźwięk typu "hmm" pocierając swój delikatny, dwudniowy zarost w zamyśleniu. 
    - Muszę zadzwonić do Klary i jej męża, czy zezwalają na mój tymczasowy pobyt w Los Angeles. Nie wątpię, iż na początku trochę się wkurzą, ale sami proponowali mi wyjazd na dwa miesiące do Ameryki, ale zrezygnowałam, gdyż chciałam w inne miejsce się wybrać, ale... tego nie mogę odpuścić! 
    Zaśmiałem się w duchu. 
    To jeszcze dziecko, wiele lat przed nią, lecz taki talent jest jak nieoszlifowany diament. Może zostać wokalistką na światowym poziomie. U siebie w kraju, w tej Polsce, o której nie słyszałem nic pozytywnego prócz owej gościnności rodaków tej dziewczyny, nie miałaby szans wybić się wyżej niż na skalę kraju. U mnie ma okazję wybić się wysoko. 



Hmm, zapewne zanudziłam was tym, zaiste, iż wyciskanym z niczego rozdziałem. Brak pomysłu, ale wena nadal jest xD
Następny możliwe, iż pojawi się w weekend, choć wątpię, ponieważ mam jeszcze dwa blogi do ogarnięcia :)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

02. Lost in the city of angels

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału I? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!


Lost in the city of angels
Down in the comfort of strangers,
I
Found myself in the fire burned hills
In the land of a billion lights
 -
"City of Angels"

Choć noc nastała, miasto żyje. 
Ciemność roztaczająca się dookoła została rozświetlona nikłym światłem latarni rozstawionych na ulicach Los Angeles. Gwiazdy majaczą nad miastem swym pokornym, służącym ludziom blaskiem, a tuż obok nich szanowany Księżyc spoczywa rozświetlając nocny mrok, gdy latarni brak. 
Nieliczni mieszkańcy tego gigantycznego miasta przemieszczają się z miejsca na miejsce o tak późnej porze. Światła pubów, sklepów monopolowych, bilboardów mienią się rozległą paletą barw rażąc oczy przechodniom, którzy ówcześnie przebywali w mroku. Nie ma korków, ale samochody pędzą ulicami Miasta Aniołów. Co jakiś czas pojawiają się auta - dwa lub więcej - i ścigają się - nielegalne wyścigi, a d r e n a l i n a, czujesz, że żyjesz. 
Ludzie niczym mrówki w mrowisku w dzień się przelewają, w nocy jak wilcze stado - tylko przy niektórych ulicach panoszą się żywe istoty zwarte w grupę. 
Ale gdzieś daleko od nich czmycha drobny kształt, przebiera kończynami - ucieka, boi się, lęka. Dziewczyna, która dostała w kość od życia - teraz zwiewa jak najdalej przed szczęściem, które mogła dostać.
Ale czy aby na pewno nie otrzyma tego co pragnie większość z dziewcząt takich jak ona?

***

~Aileen~

  Działałam jak maszyna. 
  Sunęłam przed siebie przebierając niemiłosiernie dolnymi kończynami, potykając się o nie i plącząc je o siebie. Stawały się one coraz cięższe, jakby jakaś niewidzialna siła nakładała na moje łydki kamienie. Z każdym kolejnym stawianym krokiem dodawano mi ciężaru i utrudniano przebywanie dalszych metrów.
  Lecz nadal dawałam z siebie wszystko. Może nie był to zwyczajny, krótko dystansowy sprint, w których byłam bardzo dobra, ale o dziwo w dalszym ciągu każda komórka mojego ciała wrzeszczała aby gnać  przed siebie.
  Co chwilę spoglądałam na boki szukając "czegoś", czego? Nie znam krótkiej, zwięzłej odpowiedzi na to pytanie. Ale spoglądałam tam z jakimś wewnętrznym bólem i smutkiem.
  Mój wzrok utknął w oddzieloną ode mnie szkłem, wystawę, na której widniały manekiny odziane w jedne z tych najdroższych ciuchów. 
  Stanęłam gwałtownie i chwiejąc się na nogach, powędrowałam do witryny sklepu.
  Zobaczyłam jak w odbiciu ukazuję się ja. Niosłam na ramionach czarny plecak, którego paski trzymałam kurczowo. Do mojej twarzy przyczepiły się do spoconego czoła zagubione kosmyki uciekające z koka, który ledwo co trzymał się w gruzach. Ale nie to przykuło moją uwagę.
  Tuż przy manekinie stojącym z prawej strony, przy drzwiach prowadzących do wnętrza, spoczywała lalka. Nie była to taka zwyczajna lalka jaką dziewczynki dostają na urodziny. To była szmacianka, a dokładniej laleczka wudu. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, który ukazywał szereg białych zębów ociekających sztuczną krwią. Sukienka w niezapominajki była poszarpana, a w jej małej rączce widniała piła mechaniczna.
  Poczułam jak cała się trzęsę i odsuwam od tej "zabawki".
  Dowędrowałam, aż do samochodu, o który oparłam się rękoma. Nie patrzyłam w tamtą stronę i oddychałam ciężko zamykając oczy i pochylając głowę nad maską maszyny.
  Byłam w szoku, że na wystawie, która promowała nową letnią kolekcję siedziała przerażająca laleczka wudu. Czy dzieci, które przechodziły obok nie spoglądały na nią ze strachem i nie bały się potem wraz z mamą wchodzić do tego sklepu? A może miało to na celu odstraszenie maluchów, które robiłyby jakikolwiek hałas w środku? Ale przecież wtedy tracili klientów, którymi mogły być matki tych dzieci.
- Nie rozumiem - wyszeptałam rozszerzając powieki.
  Oniemiałam.
  Na przeciwko mnie stał motor, a na nim siedział nie kto inny jak ten facet, z którym wcześniej śpiewałam. Miał na sobie skórzaną, czarną kurtkę i spodnie pasujące do niej. Na kierownicy zawiesił kask i wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami. Na jego twarzy widniał szeroki, szczery uśmiech, który wołał aby usiąść tuż za nim, na tylnym siedzisku.
  Ale ja nie miałam zamiaru poddawać się jego zaletom.
  Wyprostowałam się i ruszyłam przed siebie ignorując jego osobę. Usłyszałam ryk silnika, aż po chwili wyrównał majestatyczną maszynę ze mną.
- Chyba się zgubiłaś - oznajmił ze śmiechem.
Spojrzałam na niego wymijająco i prychnęłam.
- No chyba żarty sobie robisz. Ja? Zgubić się? Bardzo dobrze wiem, gdzie się znajduję - skłamałam.
  Tak na prawdę to nie miałam pojęcia, w której części Los Angeles jestem i gdzie jest mój hotel. Zatrzymałam się na skrzyżowaniu rozglądając się za czymś znajomym, ale nie znajdując nic co mogłoby odświeżyć moją pamięć. Prawdę mówiąc - wszystko było tu prawie identyczne: gigantyczne wieżowce, mnóstwo sklepów, bilboardów, barów, restauracji, kasyn i Bóg jeden wie czego jeszcze, a mój hotel możliwe, że był właśnie jednym z tych wielkich budynków, które górowały nad moją głową. Zakręciłam się w kółko w poszukiwaniu nazwy "Demon". Niestety - bez rezultatu.
  Westchnęłam ciężko i ruszyłam w prawo nie wiedząc, gdzie zmierzam. Moje nogi same mnie niosły jak najdalej Jared'a.
  Czułam się jak gazela, którą gonił lew, bo nadal podążał moim śladem.
- Sądzę, iż nie masz pojęcia nawet, gdzie jesteś - rzucił kpiąco.
Stanęłam jak wryta, a on zahamował zatrzymując swój pojazd. Zwróciłam na niego swoje oczy i napotkałam spokojne spojrzenie.
- Czemu za mną podążasz? - spytałam nie zwracając uwagi na jego kpinę.
  Spuścił głowę zakrywając twarz czarnymi, pomalowanymi włosami, których końcówki - jak dopiero zauważyłam - były czerwone. W mojej głowie przewinął się teledysk "From Yesterday". Uśmiechnęłam się na tą myśl, a on w tym momencie zaśmiał się cicho unosząc brodę do góry. Rozszerzył gwałtownie oczy. Napotkał jedyną oznakę szczęścia na mojej twarzy.
  Raptownie rozkazałam moim ustom wykrzywić się w grymasie.
- Masz piękny uśmiech.
  Nie słuchałam go.
  Ze znudzeniem oraz zmęczeniem powoli dopadającym każdy milimetr mojego ciała usiadłam na metalowej ławce. Oparłam się plecami o oparcie i wpatrywałam się w czarne płótno wiszące nad Miastem Aniołów. Gwiazdy wyglądały jakby rozrzucone na niebie przez niewidzialną rękę. Jarzyły się własnym światłem, migając co jakiś czas.
  Obok mnie usiadł Jared i postąpił tak jak ja odchylając głowę do tyłu. Siedział w odległej części ławki, ale i tak czułam ciepło bijące od jego ciała. Słyszałam jego miarowy, spokojny oddech.
  Wciągnął głośno powietrze i wypuścił je ze świstem.
- Niebo nocą jest najpiękniejsze nad Miastem Aniołów - wyszeptał.
  W głosie mężczyzny słyszałam nutkę zniecierpliwienia i zachęcenia do tego bym powiedziała cokolwiek. Ale ja nadal trwałam w milczeniu.
- Po twoim odważnym występie, sądziłem, że jesteś bardzo rozmowna, ale jak widać - nie masz ochoty na jakąkolwiek, krótką wymianę zdań.
  Gdy to powiedział odkręciłam głowę w stronę młodszego Leto i po prostu zastygłam w bezruchu pełnym zachwytu.
  Wpatrywał się we mnie, uśmiechając się szeroko ukazując szereg białych zębów. Ręce trzymał na kolanach i splótł je ze sobą.
- Jesteś strasznie...
- Cicha? - dokończyłam unosząc brwi w zdziwieniu.
  Zachichotałam i wykrzywiłam twarz w lekkim uśmieszku.
- Wiesz, gdzie jest twój hotel? Bo chyba nie jesteś stąd jak się nie mylę - zmienił raptownie temat przeskakując z wesołego tonu na poważny.
- Nie, nie wiem i tak nie należę do tutejszego społeczeństwa, nie jestem amerykańskiej narodowości. Przyleciałam tu z Europy, a dokładniej z Polski. A tak w ogóle to nie wiem czemu właśnie mówię ci skąd jestem. Zaraz dojdzie do tego, że pod twoim wpływem opowiem historię mojego życia, osobie, której już mam dosyć - oznajmiłam ostro.
  Wydał z siebie pomruk i wstał. Wysunął dłoń w moją stronę i powiedział:
- Powiem krótko i zwięźle, i to nie jest pytanie. Przenocujesz u mnie w domu, a potem możesz wyjechać, choć chciałbym abyś zaczęła robić karierę jako wokalistka. Najpierw małe występy na koncertach mojego zespołu, następnie na pewno ktoś się tobą zainteresuje, ale mogę obiecać, że miałabyś nasze wsparcie...
  Poczułam jak cała gotuję się w środku. Ten facet właśnie propnuje mi noc u siebie? To jest szczyt snów każdej takiej Echelon jak ja. Wyobraź sobie, że leżysz w jego ramionach, z nosem w torsie Jared'a, wdychając zapach wody kolońskiej.
  Halo! Dziewczyno! Obudź się! To nie żaden z wymysłów twojej głowy! To jest prawdziwy Leto, nie jakiś n i e r e a l n y. On stoi naprzeciwko ciebie, istnieje, egzystuje. On tu  j e s t. To nie sen, nie wytwór twojej wyobraźni. Opanuj emocje, trzymaj je mocno na wodzy - tak jak się uczyłaś. Weź głęboki oddech i krzycz mu prosto w twarz to co o ty w rzeczywistości sądzisz o tej absurdalnej propozycji!
- O co ci chodzi? - zapytałam zszokowana. - Co ty, kurwa, gadasz? Chyba coś pierdolnęło cię w głowę! Jared! Ty nawet nie wiesz jakie noszę imię, ty w ogóle nic o mnie nie wiesz - w przeciwieństwie do tego co ja wiem o  t o b i e. Tyle co ja się naczytałam, tyle co ja się naoglądałam ciebie. Nie ominęłam nawet żadnego najmniejszego wywiadu. Znam cię, ale ty mnie wcale, a proponujesz jakieś można by powiedzieć - "kontrakty" lub "umowy".
  Uniosłam się na nogi i odepchnęłam jego dłoń. Ruszyłam przed siebie prędko. Prawie, że biegłam, ale on nadal szedł za mną zdesperowany.
- Stój! - wykrzyknął.
  Parsknęłam i fuknęłam na niego zła.
- Nie reaguję na rozkazy, mój Panie! - odkrzyknęłam wściekła.
  Czasami pisano w internecie o tym jak Jared panoszy się niczym król. Zachowuje się jak jakaś diva i próbuje zwrócić na siebie uwagę. Było także wspomniane słówko o jego zachowaniu wobec płci żeńskiej. Tyle czytałam, ale nie potrafiłam przestać go kochać.
  Ale nigdy nie wyobrażałam sobie nawet spotkania z nim w cztery oczy, czy zwyczajnej rozmowy typu: "Cześć, co u ciebie?". Nie mogłam nawet wymarzyć takiej konwersacji jaką przed chwilą wymieniliśmy ze sobą. To był szczyt marzeń takiej dziewczyny jak ja. Gdybym kiedyś o takich wydarzeniach myślała. Byłam czystą realistką, wymyślałam scenariusze, które każdemu mogły się przydarzyć. A nawet, jeśli coś przemykało przez moje myśli typu: Jared i ja - r a z e m, usuwałam to, kasowałam jakby moje "marzenia" były zwykłym plikiem na monitorze. Nie wierzyłam, że takie "coś" miało prawo zdarzyć się takiej osobie jak j a.
- Proszę, stań - usłyszałam cichy głos tuż za moimi plecami. - zacznijmy od nowa naszą znajomość.
  Odwróciłam się powoli.
  Stał parę kroków ode mnie. Był zawiedziony, ale ujrzawszy mój ruch rozweselał.
- Tak?
  Oparłam ręce na biodrach i wygięłam się nieco w lewo by spojrzeć na niego z innej perspektywy.
- Hej, jestem Jared, sławny założyciel zespołu 30 Seconds to Mars, wokalista i gitarzysta oraz twórca tekstów owej grupy. Kogo mam przyjemność poznać?
  Głos w tym momencie miał delikatny i w pewien sposób słodki. Było w nim coś zwyczajnego jak i nadzwyczajnego. Coś co tak przyciągało ludzi jak i odganiało. Był jak komar, którego pragniesz odgonić, ale także jak motyl, którego widokiem masz ochotę cieszyć oko.
  Każdy widział go inaczej. Ja odczuwałam obie potrzeby - zarówno chciałam od niego uciec, jak i zostać i rozmawiać z nim.
- Cześć, Jared. Jestem Aileen, chodzę do liceum dla ciebie to szkoła średnia, czyli jestem uczennicą szkoły średniej ostatniej klasy, pochodzę z Polski i uważam się za Echelon, ponieważ 30STM jest moim życiem.
  Zaśmiał się i ruszył w moją stronę. O krok przede mną zatrzymał się i wyciągnął rękę tak abym nią "potrząchnęła".
  Chwyciłam ją delikatnie i poruszyłam w górę i dół.
- Miło mi cię poznać - powiedzieliśmy zgodnie.
- To co: skorzystasz z oferty tymczasowego zamieszkania w mojej posiadłości?
  Przygryzłam wargę w zastanowieniu i cicho wypuściłam powietrze.
  Co mi zaszkodzi jedna (jeśli to będzie tylko jedna) noc w j e g o domu? Właśnie zaszkodzi, bo o n tam będzie plus jeszcze Shannon. Ale była to także przyjemna perspektywa spędzenia czasu. Miałam okazję dowiedzieć się jak najwięcej o tych interesujących mężczyznach.
  A jest jeszcze coś - z wielką chęcią zamieszkałabym na jakiś czas pod ich dachem. Byłoby to ciekawe doświadczenie.
- Niby miałam zarezerwowany hotel, ale - z chęcią spędzę z  t o b ą  więcej czasu, choć nasza znajomość za dobrze się nie zaczęła.
  Uśmiechnął się szeroko. Wsiadł na motor, odpalił go i podał mi drugi kask, a swój założył na głowę.
- Lubisz motory?
- Kocham.
  Wskoczyłam na maszynę oplatając delikatnie ręce w okół jego ciała. Przywarłam do niego, gdy ruszył od razu rozpędzając się do zawrotnych prędkości. 
  I w tym momencie przypomniałam sobie o tej przerażającej laleczce wudu na wystawie. Z ciekawością obróciłam głowę do tyłu i ujrzałam coś co sprawiło, że przestraszyłam się i ścisnęłam mocniej tors Jared'a.
  Na drodze siedziała lalka i wpatrywała się we mnie swoimi oczami. Kiwała się na boki.
  Chyba oszalałam.


Stwierdziłam zaledwie wczoraj, że można by zrobić z Aileen dziewczynę widzącą "dziwne" i przerażające rzeczy. I dlatego umieściłam tu tejże laleczkę wudu w sukience z niezapominajkami :)
Ach, jaka ja straszna.
Mogę zrobić, jakiś horror, że np. w LA przebywa seryjny morderca ,albo że Aileen jest chora, na co? Jeszcze nie wiem :P
Mam jakieś dziwne pomysły, by ze zwykłego opowiadania robić coś dziwnego, znowu :)
Przepraszam :(