środa, 18 czerwca 2014

04.Tell me would you kill to save for a life?

Nie miałeś okazji przeczytać Rozdziału III? Więc zapraszam do lektury! Naciśnij tylko [TUTAJ] i proszę!




Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane is chasing us all underground

_
"Hurricane"

 ~Aileen~

6 czerwca 2007, Los Angeles w stanie Kalifornia - 9 650 kilometrów od stolicy Polski

Drogi Pamiętniczku, dzisiejszy dzień był zagmatwany, mogłabym rzec brzydko - pojebany - i w pewnym stopniu - zajebisty. Sama już nie wiem czemu pierwszy raz od dwóch lat sięgnęłam po Ciebie. To może dlatego, że dla mnie wydarzyło się coś nader ekscytującego, o tak. Miałam okazję poznać Jared'a, tak tego Jared'a, o którym wspominałam Ci w tych ostatnich wpisach. No cóż co mogę Ci wyjawić? Chyba wszystko skoro należysz do mnie, co nie? A więc... śpiewałam razem z nim na tej wielkiej, majestatycznej scenie (w prawdziwym świecie pokazywałabym Ci rękoma monstrualne rozmiary estrady i wypowiadałabym te słowa z wielkim oczarowaniem, a także zaczęłabym wyolbrzymiać, ale tu nie chcę zaśmiecać tych czystych, pięknych kartek, które masz w posiadaniu) ale to był jeden, zwyczajny przypadek! Nie chciałam tego, lecz bez mojej wiedzy doszło do tego. Każda inna dziewczyna zemdlałaby ze szczęścia, ja korzystałam z okazji zaśpiewania "Attack", taaak, tego "Attack" na żywo, do mikrofonu, z Jared'em! 
Niestety nie poszło po mojej myśli.
Uciekłam. Nie miałam ochoty słuchać jego pochwał. Po prostu dałam nogi. I spotkałam coś co nie da mi spać tej nocy.
Laleczka wudu w dalszym ciągu pojawia mi się przed oczami. Kiwa się z  lewej na prawą. Nie wiem co o tym mam myśleć, czy to był tylko i wyłącznie wytwór mojej bujnej wyobraźni? 
Nie chcę o tym pisać. Założyłam Ciebie do pisania bardziej przyjemnych rzeczy.
A więc spotkałam Jared'a. Byłam zszokowana, że w ogóle mnie znalazł, ale nie to mnie najbardziej zaskoczyło. To propozycja Leto była najbardziej dziwna i absurdalna. Proponować takie rzeczy? Pomyślałam sobie, że chyba coś równo go pojebało, ale zgodziłam się, choć trochę się pokłóciliśmy.
A pod jego posesją nastąpiła kolejna chwila napięcia, lecz wyszliśmy z niej bez szwanku.
Opiszę Ci, choć tą małą część co zobaczyły moje oczy w ich domostwie. 
  Dom, w którym mieszkali bracia Leto nie równał się z żadnym innym, który miałam okazję wcześniej ujrzeć. Każdy najmniejszy szczegół został wybrany z precyzją idealnie do tych ogromnych pomieszczeń sprawiając, że stojąc na ich środku nie czujesz się taki malutki jak w niektórych gigantycznych pomieszczeniach. Wszystko umieszczone w tym domu wyglądało na bardzo drogie. Bardzo - to mało powiedziane, mogę stwierdzić, iż nawet ta kanapa monstrualnych rozmiarów, umieszczona w salonie kosztowała Shannon'a i Jared'a fortunę. Jej cenę, na oko mogłabym oszacować na może czterdzieści do osiemdziesięciu tysięcy, choć możliwe, iż jeszcze więcej, nie orientuję się w cenach mebli. Po samym spojrzeniu na dom, można uznać, iż jest to piękny, nowoczesny budynek - i taki był. W nocy nie miałam okazji zobaczyć jak dokładnie przedstawia się posiadłość braci, a także nie zwiedziłam większości pomieszczeń, prawie od razu "Pan Domu" zaprowadził mnie do pokoju gościnnego.
   Posiadłość - jak opowiadał Jared - znajduje się na klifie, idąc na tyły domu, wychodząc przez wielkie, szklane drzwi można ujrzeć rozpościerający się, bezkres oceanu Pacyficznego. To jak opisywał Jay tą panoramę oznaczało, iż wiąże z tym domem najważniejsze wspomnienia. Może nie były to takie jak ciąg zdarzeń z dzieciństwa i czasu dorastania, ale czuł do tej posiadłości uczucie, jeśli takowym można je nazwać. W końcu n o r m a l n i, chociaż normalny człowiek okazuje je do takich rzeczy, to tylko niecywilizowani ludzie, odrzucający nowoczesne technologie, nie darzą ich uczuciem, są tacy jak natura nakazała. Przedstawiciele rasy ludzkiej, nie powinni dzierżyć czegoś takiego jak uczucie do istoty materialnej, przecież to i tak w niedalekiej albo dalekiej przyszłości dojdzie do swego unicestwienia. 
   Tak, wiem, że jestem osobą poruszającą tematy takie jak "normalność", która w dzisiejszych czasach nie ma prawa egzystować. Słowo "normalność" jest nadużywane przez miliony ludzi. Nikt nie jest n o r m a l n y, daleko nam do tego stanu. Co drugi człowiek stwierdza, iż jest takim "normalnym" i specjalnie stosuję tutaj te cudzysłowia, są bardzo przydatne w owym zdaniu, mogą ukazać, choć trochę moich uczuć powiązanych z tym wymyślnym słowem. 
Czy ktokolwiek z nas należy do "Klasy Społeczności Normalnej", w skrócie KSN?
Nie.
Nikt.
Nie istnieją takie osoby.
Bo nie potrafimy tacy być.
Dobranoc Pamiętniczku, może w najbliższym czasie jeszcze coś napiszę, ponieważ przeczuwam, iż wydarzy się, aż za dużo! 
Życz mi powodzenia!

***

  Zatrzasnęłam okładkę pamiętnika i schowałam go do plecaka znajdującego się na cudownej, ozdobnej podłodze, którą był wyłożony mój tymczasowy pokój. Dostałam w posiadanie własną łazienkę, a także, jak to oznajmił Jared - każdą rzecz umieszczoną tutaj. 
  W rogu pokoju usadowiona stała mała lodówka z zimnymi napojami, a obok szafeczka z przekąskami. Leto na dobranoc rzekł coś takiego: Czuj się jak u siebie w domu, nie krępuj się użyć czegokolwiek i nie będę zły jak coś przestawisz, dawno nikt tu nie spał... i odszedł zamykając tak cicho drzwi, aby nie zbudzić brata. Miał wtedy minę mówiącą, że ma ochotę walnąć się na łóżko i zapadnąć w głęboki sen. 
   Ja byłam równie zmęczona jak mężczyzna, ale musiałam zapisać wszystko z tego dnia, bo jutro uciekłby jakiś równie ważny, ale mały szczegół. 
   Ziewając, przeciągałam się jak kotka i wstałam w tak powolnym tempie z łóżka, że aż stwierdziłam, iż czas spowolnił się, ale to moje ruchy były tak wolne. Rzuciłam spojrzenie za okno widząc rozciągający się widok oceanu, który wydawał się czarny w mroku. 
   Uśmiechnęłam się leniwie i z żalem ruszyłam ociągając się do łazienki. 
   Łazienka została wyposażona w wannę z hydromasażem, prysznic i resztę potrzebnych temu pomieszczeniu przedmiotów oraz różnego rodzaju ozdobników, nad wanną przybito nawet półkę, na której stała orchidea. Podeszłam do niej i przez mój wzrost musiałam stanąć na palcach. Opuszkami palców chwyciłam donicę i przestawiłam ją w ten sposób, aby stała na porcelanowej umywalce. Nie wiem sama czemu ją przestawiłam, ale działałam instynktownie. No może wiem, dlaczego - bardziej pasowała do tego miejsca, gdzie go umieściłam niż wcześniejszego.
  Zastanawiałam się chwilę nad sposobem mycia, ale rozważając to odrzuciłam wannę i zdecydowałam się na zimny prysznic, który miał na celu oczyszczenie mnie z nerwów wywołanych przez tą cholerną lalkę.    
  Rozebrałam się i nago wkroczyłam pod wodę. 
  Z prysznica trysnęła zimna woda sprawiająca, iż przeszły mnie dreszcze, lecz po paru sekundach przyzwyczaiłam się do tejże temperatury i zaczęłam zmywać z ciebie szybko chwyciłam żel. Rozsmarowałam go po całym ciele, a płyn zmywał pachnącą jaśminem substancję. Nakierowałam prysznic na włosy, które wcale nie były przetłuszczone, ale i tak stwierdziłam, iż myjąc je dziś oszczędzę sobie czasu nad ranem. Nalałam na głowę szampon i płynnymi ruchami wmasowywałam go, aż do czasu, gdy powstała piana. 
   Odchyliłam się do przodu, a woda spływała po moich włosach zlepiając je ze sobą i otaczała ciało "tarczą" pokrywając każdy milimetr. Skapywała na podłoże i wpływała do otworu, w którym znikała. Zakręciłam kurek i wykrzywiłam usta w półuśmiechu zadowolona z szybkiego prysznica, a także orzeźwiającego moje emocje skumulowane w jednym miejscu, w ciągu dnia ścisnęły się tam i nie miały prawa się wydostać, ale w końcu uwolnił się i pozwoliły odsapnąć od stresu.
   Westchnęłam wciągając mocno powietrze w płuca i wypuszczając je. 
   Odsunęłam drzwi kabiny i trzęsąc się z zimna, podeszłam opatulona ramionami do ręczników, które wisiały przy wannie. 
   Chwyciłam najpierw mały w kolorze wrzosu, do włosów i otuliłam je zwartym turbanem, a potem szybko wzięłam duży. Owinęłam się nim od piersi do kolan i czując, choć małe ciepło przestałam drżeć. 
   Zmusiłam nogi do skierowania się w stronę umywalki nad, którą wisiało duże lustro. 
   Uśmiechnęłam się do swego odbicia i postępowałam z przybliżeniem do szybkości światła. Umyłam zęby, rozczesałam oraz wysuszyłam włosy znalezioną w szafce suszarką i wykonałam nocny zabieg kosmetyczny dla twarzy.
    Potem wkroczyłam do sypialni, jeśli takową można ją określić, ponieważ [teraz] zauważyłam, iż wyglądem przypomina apartament, w którym wszystko masz w jednym. 
    Przytrzymując ręcznik tak, aby nie zsuną się, rozsunęłam suwak plecaka i wyciągnęłam piżamę składającą się z koszuli ze Snoopy'm oraz krótkich, materiałowych spodenek z tej samej serii, oba w kolorach tęczy. 
    Zrzuciłam z siebie okrycie i pospiesznie założyłam strój. Na ramionach wyczułam znajome uczucie łaskotania, to wrażenie towarzyszyło od zawsze tej koszulce, nawet wtedy, gdy żył jeszcze brat i mama, i właśnie dzięki niej miałam okazję odczuć ich obecność. 
    Mocno przytuliłam sama siebie, by jeszcze bardziej móc doznać tych emocji, jakie towarzyszyły mi przy spędzaniu czasu z bliskimi. Ale zamiast krótkiego śmiechu, czy zwyczajnego uśmieszku zazwyczaj okazywanego przy wspólnym śniadaniu - na policzki spłynęły mi łzy. Płynęły okrężnie drążąc własne "ścieżki", którymi każda jej następczyni podążała tak samo i spływały w kąciki moich ust. Zacisnęłam mocno powieki i rozpłakałam się na dobre. 
    W moim sercu pojawiła się iskierka "złej energii", dziwnie to brzmi jak w taki sposób to nazywam, ale inaczej nie potrafię tego określić. Rozsadzała powoli każdą komórkę mojego ciała, ściskała gardło i żołądek, a moje oczy samowolnie, bez mojej wiedzy wywołują syndrom smutku. 
    Brutalnie wytarłam słoną ciecz i rzuciłam się na podwójne łóżko waląc pięściami po obu stronach głowy. Ta iskierka wyrażała wściekłość oraz coś jeszcze gorszego zwanego agresją. Agresję zazwyczaj wyładowywałam na worku treningowym syna rodziny zastępczej. To on zapoznał mnie nieco z boksem pokazując podstawowe ciosy i kopniaki, i to właśnie za jego sprawą dowiedziałam się, iż mam za dużo energii, której nie spalam podczas codziennego egzystowania. 
    Kiedy taka się stałam? 
Trudno to określić. Niby w czasie, gdy mama i brat żyli byłam spokojnym dzieckiem, po śmierci matki "zepsułam się" niczym badziewna zabawka z supermarketu, rozpadłam się na kawałeczki, a w każdej umieszczona byłam inna "ja". Podejrzewam, gdzie mogło to nastać. Możliwe, iż pod wpływem ojca, aż t a k się zmieniłam, a zatłuczenie mojego brata - zabiło moją duszę. 
Ta osoba, która tu stoi i żyje, odczuwa jest czystym kłamstwem, pięknym kłamstwem. "A Beautiful Lie" - piękne kłamstwo, ja takim jestem, ale czy pięknym? Nie jestem p i ę k n y m  k ł a m s t w e m, ani b r z y d k ą  p r a w d ą. Jestem b r z y d k i m  k ł a m s t w e m. Najbrzydszym, najobrzydliwszym, najgorszym, siedemnastoletnim kłamstwem.
I nie mam prawa żyć.
    Podniosłam głowę z poduszki i oparłam ciało na łokciach, za których sprawą umieszczony materac pod nimi był wgnieciony. Oparłam podbródek na dłoni i wpatrzyłam się w czekoladową ścianę. 
    Zwróciłam oczy na drzwi i chwilę pogłówkowałam. 
    Nad czym?
    Nad tym, gdzie może być siłownia.
    Trzeba wyrzucić z siebie tą niepotrzebną energię psującą moje samopoczucie. 
    Nie miałam serdecznie ochoty na rozżalanie się nad samą sobą i płakanie w poduszkę - i to poduszkę braci Leto. To byłby już szczyt wszystkiego. Jak miałabym zezwolić by łzy należące do mnie wsiąkły w ten aksamitny i cholernie miękki materiał. To jest tak miękkie, że kładąc głowę na niej oczy same się zamykały. A to nie jest fajne. 
    Otrząsnęłam się i wyrwałam z głupich rozmyślań o bezwartościowej w życiu człowieka poduszce. Pani Poduszka zmusza do myślenia o niej samej. Chore. Bardzo chore i wkurzające. 
    Ale teraz była ważna moja energia. Dlatego też moje ruchy stały się potwornie szybkie, ponieważ bardzo chciałam coś z t y m zrobić.
    Ześliznęłam się z łóżka, siadając na podłodze i wspierając się plecami o nie, dokładnie przekalkulowałam to co moje oczy zobaczyły na tej posiadłości, ale nie pamiętałam nic takiego jak siłownia. Jared też nie wspomniał ani słowa o tejże miejscu, ale zapewne jak każdy celebryta posiada owy pokój. 
    Podniosłam znacząco brwi i przy pomocy dłoni powstałam. Znieruchomiałam i wsłuchałam się dokładnie w wszelkie dźwięki mające swój punkt kuluminacyjny na tej posiadłości, ale niestety moje uszy nie miały jakiekolwiek szansy usłyszeć czegoś co mogłoby dać znak, że któryś z braci nie śpi. 
    Czyżby droga była wolna?
    Mam taką nadzieję. 
    Ruszyłam w stronę drzwi, sięgnęłam do klamki i jak najdelikatniej nacisnęłam ją. "Wrota" lekko skrzypnęły, ale nie był to odgłos, który miałby choćby cień szansy na zbudzenie człowieka. Pewna siebie postawiłam nogę za rogiem wkraczając w mrok. 
    Rozejrzałam się na boki.
    Nic. 
    Wyszłam na zewnątrz, zamknęłam drzwi i prędkim krokiem ruszyłam przed siebie. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy.


***

~Jared~


    Tej nocy nie potrafiłem zasnąć. Snułem się w mroku szukając potulnego miejsca na odpoczynek, ale nawet kładąc się na ulubionej kanapie nie miałem mocy do zapadnięcia w Objęcia Morfeusza. Sen nie przychodził, co mnie nader dziwiło. 
   Krążąc cicho po parterze nogi zaniosły mnie do pokoju muzycznego, gdzie chwyciłem swoją ulubioną, ciemną gitarę. Usiadłem wygodnie na taborecie i pochylając głowę w dół zacząłem brzdąkać "A Modern Myth", która pierwsza przyszła mi do głowy. Tak na prawdę potrafiłem grać bez patrzenia, lecz moje oczy pragnęły spoglądać na palce, które spokojnie szarpały struny wydobywając z nich piękny dźwięk. 
   Nuciłem pod nosem tekst, ale nie wyśpiewywałem go. Moje struny głosowe chciały odsapnąć od ciągłego wysiłku przy śpiewaniu. 
   Raptem usłyszałem jakiś dźwięk na holu. Przestałem grać.
   Możliwe, iż Aileen stwierdziła, że chce zwiedzić nocą posesję lub nie mogła zasnąć w nowym miejscu. Zazwyczaj ludzie tak mają, a nawet wtedy, gdy są senni. A jeśli to nie była ona? 
    Nie, to na pewno dziewczyna, gdyby ktoś się włamał zawyłby alarm, a policja automatycznie zostałaby wezwana. 
    A więc to albo ona albo Shannon, choć to drugie było mało prawdopodobne, dlatego, że mój brat po każdym koncercie zapadał w głęboki, błogi sen, a rano budzi się wesoły. Czasami krążą mi po głowie myśli typu: o czym on śni skoro, aż tak kipi radością? Zazwyczaj na śniadaniu bywał także nasz członek zespołu, gitarzysta i najlepszy przyjaciel, któremu zawdzięczamy wiele z bratem - Tomo. Tom jest człowiekiem o przyjaznym usposobieniu, a także potrafi wyciągnąć nas z największego kłopotu. Gra z nami od dwutysięcznego trzeciego roku. Już na samym początku zaczął ingerować w nasze prywatne życie, ale nie wtrącał się niepotrzebnie. Nie było nam dane wiele czasu, aby przejść na stosunki przyjacielskie. Po dwóch miesiącach współpracy zostaliśmy przyjaciółmi. Dla niektórych ludzi przyjaźń jest ot tak, na pstryknięcie palcem. Jesteś sławny - masz setki przyjaciół. To nie prawda. Posiadam (choć te słowo jest nieodpowiednie, prędzej można by powiedzieć: mam) tylko dwoje przyjaciół - Shannon'a i Tomo. I to mi wystarczy. 
   Instrument odłożyłem na bok
   Podniosłem się z siedziska i ruszyłem w stronę otworzonych na oścież drzwi. 
   Wychyliłem głowę na przedpokój, który był bardzo szeroki, a chodząc po korytarzach osoba nieznająca posiadłości mogła się zgubić w tym labiryncie. Światło wydobywające się z pomieszczenia rozpraszało mrok panujący wokół. 
    Do moich uszu doszedł dźwięk potykania się w niedalekiej odległości. 
    Przeszedłem na przeciwległą ścianę i oparłem się o nią uśmiechając się od ucha do ucha, gdy na horyzoncie, w świetle lampy pojawiła się czekoladowowłosa z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Usta wygięły jej się w "O", a oczy prawie wypadały z orbity.
    Przesunąłem wzrokiem od góry do dołu, a ona widząc ten ruch zakryła swoje atuty rękoma. 
    Zaśmiałem się cicho i spuściłem spojrzenie na swoje nogi, aby nie krępowała się. 
    Była ubrana w piżamę, która nie miała szans podkreślić jej talii, ale i tak wyglądała uroczo. Tęczowe spodenki nie zakrywały nic prócz miejsca intymnego i kawałka nóg. Koszulka wykonana z tego samego tworzywa tylko na środku widniał chyba Snoopy podlewający kwiaty. 
    - Nie mogłaś spać? - spytałem podnosząc wzrok, który miał okazać zawstydzenie, ale był udawany.
   Dziewczyna prychnęła, machnęła lekceważąco ręką i wlepiła swe spojrzenie oczy wprost w moją twarz. 
   - Można tak powiedzieć, ale to nie z tego powodu wyszłam z pokoju... ja... - zawstydziła się i zaczęła nerwowo wyginać palce w każdą możliwą stronę. - poszukuję czegoś w rodzaju siłowni... 
   Podniosłem brwi ku górze zdziwiony jej poszukiwaniami. 
   - "Coś w rodzaju siłowni" - znajduje się na tym piętrze, następne drzwi po tych - wskazałem ręką w przeciwną stronę niż ta, z której przyszła Aileen. 
   Dziewczyna kiwnęła głową wciąż ze smutną miną. Chciała już iść, gdy zatrzymałem ją własnym ciałem. Wpadła w mój tors wbijając się w niego twarzą. 
   Zszokowana odepchnęła mnie na parę centymetrów, ale uspokoiła się i podniosła swoje oczy na mnie. Widziałem w nich lęk. Czy ona się mnie bała?
   Ukryłem moją reakcję na jej uczucie i pocieszająco wyszczerzyłem się w uśmiechu. 
   - Aby dostać wstęp do siłowni, ja Jared Leto proszę o uśmiech na twojej twarzy. Jeśli nie - nie dostaniesz się tam - zagroziłem. 
   Aile założyła ręce na boki. 
   - To brzmi jak szantaż - rzekła. 
   - Może nim jest, hmm? - wyszeptałem przysuwając się do niej. 
   - Jeżeli sobie tego życzysz to proszę o jedno - odsuń się! - pisnęła odskakując do tyłu. - zostaw mnie w spokoju! Nie mam humoru na jakieś gierki, dziwię się samej sobie, że w ogóle zgodziłam się na tą propozycję! Coś chyba wtedy we mnie wstąpiło, bo to wcale nie było do mnie podobne... - ostatnie zdanie wypowiedziała pełnym bólu szeptem. 
   Skuliła się pod ścianą, kucając. 
   - Aileen? 
   - Proszę, nie pytaj... - szepnęła ledwie słyszalnie. - idź sobie, wiem, że to twój dom, ale... proszę cię tylko o to, o nic więcej... tylko dzisiaj i zapomnij o tym, że w ogóle mnie widziałeś... mnie tu nie było, ok? Zapomnijmy o tym, chcę nie pamiętać o chwilach słabości...



Pff - no i napisałam! Było ciężko, bo chciałam jakoś to rozkręcić, a wyszło tu takie "bagno", nie umiem pisać! Nudne? Pewnie tak. Bo jak inaczej? 
Ten rozdział jest bez sensu, obiecuję, że w następnym będzie l e p i e j, choć w moim języku znaczy to gorzej xD
Dobra nie zanudzam :)
P.S. Stwierdziłam, iż cytaty i gify nie będą tylko 30STM, pierwszy gif z pięknego utworu Ed'a Sheeren'a - "Give me love" <3

     

11 komentarzy:

  1. Zapraszam na land-of-grafic po odbiór zamówionego szablonu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny i nie nudny;DD
    Na pewno będę tu wpadać<3
    pzdr;*

    OdpowiedzUsuń
  3. coraz ciekawiej :D już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAA, przeczytałam wszystko po powrocie z koncertu 30STM ^^ Jared stojący tylko 100 metrów ode mnie, jej ^^ Szkoda, że tak rzadko pokazywali Tomo :( Rozdział świetny i nawet nie mów, że przynudzasz, bo tak nie jest. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty ich widziałaś! I jak wrażenia? Masz fotki? Powiedz, że masz!
      Jejku xD pozazdrościć ^^
      A tak poza tym: mój styl pisania zmienił się od czasów oneta, co? XD Ja tamte historie miałam zamiar pozmieniać i zrobić korekty - Einara ruszy znów, ale w innym wydaniu bardziej tak nie na szybko ;) ale będzie! Tak jak cała reszta :D
      A ty kiedy zaczynasz przygodę ponownie z blogowaniem? Blogger oczekuje nowości z Twojej strony oraz nowych opowiadań ^^

      Usuń
    2. Zdjęć niestety nie mam :( Jakiekolwiek robiłam to coś przeszkadzało :( Może moja znajoma ma, bo była w Golden strefie ^^ Na żywo tylko parę metrów ode mnie <3 Jakaś szczęściara pocałowała Jareda :P No to czekam na powrót Einary ^^ I tak wracam do pisania teraz, kiedy nie muszę marnować czasu dla byłego. zamierzam podać Ci link, jak tylko wrzucę pierwszy rozdział :)

      Usuń
    3. Szkoda :( jak ma to prosiłabym o focie, jeśli zechce wysłać :) gdybym tam była i podeszła do Jareda to rzuciłabym się mu na szyję, zaczęła go całować i mówi "I love you, I love you" xD A wgl Tomo jest w wieku mojej mamy, mam plan na przyszłość - zeswatać moją mamę, z którymś z Marsów (prócz Tomo, bo on ma już żonę) xD Jestem szalona, czyż nie?
      To ja czekam na ten link! Szybko pisz! :P

      Usuń
  5. Świetny rozdziała, a już na pewno nie nudny :D http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo lubię to opowiadanie. zaczęłam czytać jakiś czas temu, ale o nim zapomniałam i nie potrafiłam sobie przypomnieć adresu... strasznie ciekawi mnie prolog, dlaczego?, czemu go zostawiła... i w ogóle sytuacja, jak Jarek podjeżdża na motorku jak jakiś macho :D haha, lece dalej czytać!
    beautiful-denial.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej - arigato gozaimasu ^^
      Z tym zostawieniem Jareda to będzie taka trochę niemiła sprawa związana ze zjawą, która nawiedza główną bohaterkę... troszkę tu będzie zagmatwane, niby zwykły FF o 30STM, ale powiązany z wątkami paranormalnymi, jak widać nie potrafię pisać bez takich zjawisk... ^^
      A za Twój blog za chwilę sięgnę :)

      Usuń